sobota, 30 czerwca 2012

Kinomania

Nie wiem, czy już wspomonałam, ale ja wręcz namiętnie chodzę do kina. Potrafię być w kinie nawet trzy razy w tygodniu.
Kino uwielbiam od zawsze. Nic dziwnego - jednym z pierwszych filmów, który pamietam z dużego ekranu było 'Imperium Kontratakuje'. 
Wtedy, trzydzieści lat temu, w świecie bez komputerów, xboxów, z dwoma programami w czarnobiałym telewizorze (z których jeden pokazywał  przez pół dnia obrady sejmu, czy też zebrania PZPR), to była prawie magia:-) 
Siedmioletnie dziecko siedziało na takim filmie przez bite dwie godziny, zapominając nawet o tym, że chce mu się siusiu, wpatrzone w ekran z otwartą buzią. I tak mi zostało:-)
Nadal chodzę do kina ile się da, by oderwać się na chwilę od rzeczywistości, zapomnieć o całym świecie, pracy, zmartwieniach, obowiązkach...
Na szczęście nie kosztuje mnie to aż tak dużo: jedna z sieci kin oferuje 'sieciówkę'. Za cenę mniej więcej dwóch biletów miesięcznie chodzę do kina ile i kiedy chcę:-) 
W związku z tym dzisiaj krótkie recenzje dwóch filmów, które widziałam w tym tygodniu: 'Pact' i 'Red Lights'. 

Omijając pokusy związane z rozlicznymi restauracjami przyczajonymi w sąsiedztwie kina, wybrałam się we wtorek na film. Był to dramat kryminalny z elementami paranormalnymi, lub na odwrót: horror z elementami kryminału. 
I trzeba przyznać, że połączenie tych dwóch gatunków wyszło filmowi na dobre. Widz nie wie kiedy i z której strony spodziewać się ataku. Zaskoczenie co do motywu i przebiegu zaginięć daje powód do niepewności. Jedynie koniec przewidywalny, ale z tym można się pogodzić. 
Aktorzy stosunkowo mało znani, jedynym, którego kojarzyłam był Casper Van Dien (to z czasow kiedy gral w 'Starship Troopers' - jednej z bardziej zmasakrowanych adaptacji klasycznej fantastyki), ale wypadli przekonująco. 
Film polecam; nie jest to wprawdzie arcydzieło o super ambicjach, ale zwykły, aczkolwiek bardzo dobrze zrobiony film, troszkę bardziej kameralny i przez to inny od typowych produkcji naszych czasów, a rezyser wie jak budowac i podsycac napiecie u widza:-)

Kontynuując filmowo, w środę znowu poszłam do kina. Tym razem pojechałam do Cineworld w Bradford, bo w Wakefield nie grali tego co chciałam. 
Kontynuując paranormalnie, po kryminale przeplatanym wątkami nadprzyrodzonymi, wybrałam się na dramat obyczajowy z wątkiem sensacyjnym (uwielbiam takie misz-masze gatunkowe).
W filmie tym grupa naukowców-sceptyków pod przewodnictwem charyzmatycznej doktor Margaret Matheson (niesamowita Sigourney Weaver) śledzi zjawiska nadprzyrodzone i obserwuje ludzi twierdzących, że posiadają niezwykłe moce i umiejętności, w celu zdemaskowania oszustów. 
W rolę głównego przeciwnika grupy, którego zdemaskowanie stawia sobie za punkt honoru asystent  doctor Matheson, mlody fizyk Buckley, wciela się Robert De Niro. 
Film jest świetnie zrealizowany, nie ma jakichś niesamowitych efektów specjalnych, ale wszystko jest na swoim miejscu, a bohaterowie sa latwi do polubienia i identyfikowania sie z ich postawami.
De Niro rewelacyjny - az ciarki przechodza jak sie patrzy na kreacje przez niego stworzona.
Znowu - goraco polecam, swietna rozrywka.


Chociaz ja oczywiscie rozumiem, ze w Polsce macie piekna pogode i w zwiazku z tym, ciekawsze sposoby spedzania wolnego czasu niz siedzenie w kinie przez dwie godziny :-)

piątek, 29 czerwca 2012

zapiekanka z brukselką

Miało być o czymś innym (mam szkice do trzech postow i pomysly na kilkanascie innych), ale wyszło mi dzisiaj rewelacyjne śniadanie, więc znowu będzie o jedzeniu:-)


  • 140g pokrojonej piersi z indyka - -152kcal (mogłoby być trochę mniej, ale akurat taką miałam porcję w zamrażarce)
  • 80g brukselki - 46kcal, węglowodanów 5g
  • 20g sera Feta - 53kcal, węglowodanów 0.2
  • Sól, pieprz, koperek
Razem:
  • 251kcal
  • Węglowodanów 5.2g
Jak przyrządzić:
  • Mięso umyć i osuszyć. Gdybym tak rygorystycznie nie liczyła kalorii to jeszcze bym je lekko podsmażyła by kawałki się nie posklejały. 
  • Przyprawić solą, pieprzem i koperkiem,
  • Do naczynia żaroodpornego włożyć umyte i osuszone brukselki, a pomiędzy nimi poutykać kawałki mięsa,
  • Na wierzchu ułożyć pokrojoną Fetę i posypać odrobiną koperku,
  • Owinąć naczynię folią -albo przykryć jeśli macie z pokrywką i wstawić do nagrzanego piekarnika,
  • Po dwudziestu minutach usunąć folię/pokrywkę i piec dalsze dwadzieścia minut do pół godziny,
  • Gdyby nie węglowodany (i tak jest ich dużo w tej cholernej brukselce), to zjadłabym z chlebem czosnkowym i sałatką z pomidorów.
Po doliczeniu sałaty moje śniadanie wyniosło jakieś 260kcal. Wypiłam też pół szklanki baaardzo chudego rosołu, ale nie wiem jak policzyć kalorie w domowej roboty rosole:-(
Pieczona brukselka ma zupelnie inny smak niz gotowana. Powiedzialabym, ze mocniejszy, bardziej intensywny. Jest fajnie chrupiaca na wierzchu i cudownie soczysta w srodku. Goraco polecam.

Aż nie mogę uwierzyć samej sobie, że jako dziecko NIENAWIDZIŁAM brukselki:-) W przedszkolu był to jeden z moich dwóch koszmarów obiadowych:-)
Teraz mogłabym się zajadać samą brukselką, a że muszę liczyć węglowodany to limituję sobie do 80g na porcję:-(

wtorek, 26 czerwca 2012

Zapiekanka - wersja light

Kupiłam sobie w sobotę w Debenhams na wyprzedaży pojemniczki żaroodporne. 
I oczywiście, już w niedzielę musiałam ich użyć:-)
Wyszło super pysznie i dietetycznie :-)
Składniki na dwie porcje:
  1. Pokrojone mięso z piersi indyka 140g - 150kcal, węglowodanów nil
  2. Pokrojona chuda wieprzowina 120g - ok 210kcal, węglowodanów nil
  3. Cukinia 200g - 36 kcal, węglowodanów 6g
  4. Papryka 80g - 28kcal, węglowodanów 5.5g
  5. Pomidorki bez skórki 60g - 18kcal, węglowodanów 3.1g
  6. Chili marynowane w occie i winie - łyżeczka -ok 5kcal, węglowodanów 0.2g
  7. Ser żółty 40g, Leicester i Cheddar, ok 150kcal, węglowodanów 0.2g
  8. Sól, pieprz
  • Razem:
    • 597 kcal
    • Węglowodanów 15g
     
To dwie porcje, czyli jedna:
    • 298kcal
    • Węglowodanów 7.5g
Innymi słowy, zapiekanka być może i wygląda tucząco, ale jest całkiem dietetyczna. Ilościowo zawiera więcej warzyw niż mięsa. Gdybym nie liczyła węglowodanów to zjadłabym ją z ryżem. 
Jak przyrządzić: 
  • Wszystkie składniki poza serem wymieszać i włożyć do foremek, a foremki owinąć folią aluminiową i włożyć do nagrzanego piekarnika. 
  • Po półgodzinie usunąć folię, by mięso i warzywa odparowały nadmierną wilgoć i zrumieniły się
  • Po kilkunastu minutach posypać startym lub pokrojonym serem i piec  do rozpuszczenia. 
Jest baaardzo dobre, polecam i smacznego!

poniedziałek, 25 czerwca 2012

Pochodnia Olimpijska

Ja wiem, że w Polsce wszyscy jeszcze żyją Euro, ale w UK powoli zaczyna się olimpijski szał. Szał ów jest umiejętnie podsycany przez bieg posłańców niosących ogień olimpijski. Trasa obejmuje całą UK i jest bardzo dokładnie datowana. Bieg rozpoczął się 19 maja i zakończy 27 lipca, a weźmie w nim udział 8000 ludzi niosących ogień. 
Dzisiaj rano trasa przebiegała przez Batley, czyli przez miejsce mojej pracy:


Musiałam wprawdzie wcześniej przez to wstać, by przyjechać wcześniejszym autobusem (bałam się korków), ale raz w życiu to nie szkodzi, wyśpię się innym razem ;-)
Pochodnia miała być w moim sąsiedztwie ok. 9.40, ale tłum zaczął zbierać się już przed dziewiątą. 
Ja zamknęłam biuro około 9.30, przyczepiłam taką oto kartkę:
I wmieszałam się w różnokolorowy, upstrzony brytyjskimi i angielskimi flagami tłum:

Po chwili czekania zaczęło się. 
Najpierw przejechała policja, torując drogę dla reszty kawalkady:
Potem pojawiły się ciężarówki sponsorów:

A potem, po kilku minutach oczekiwania woz fotoreporterow:

I zaraz potem biegacz z pochodnią. Młody, uśmiechnięty chłopak. Przebiegł, pomachał do wszystkich i pobiegł dalej:

Potem jeszcze przejechał autobus z jego zmiennikami. 
Powoli, nie spiesząc się, ludzie zaczęli się rozchodzić do domów...
Podobają mi się takie imprezy - ludzie wychodzą, rozmawiają z sąsiadami, jest dobry nastrój i pozytywne nastawienie. Nawet do policji ludzie się uśmiechają!
Tutaj i tutaj znajdziecie więcej info na temat olimpijskiego ognia: 
A tu filmiki z YouTube:
Dodam jeszcze, że osoby wybrane do niesienia ognia stają się właścicielami zużytych pochodni. I nie wiem co sądzić o tym:



Ja bym chyba wolała zatrzymać taką pamiątkę dla siebie. Chociaż z drugiej strony, najdroższa sprzedała się za ponad £150000 :-o

Niedziela na luzie

Po długim i stresującym tygodniu (patrz środa) postanowiłam zafundować sobie w niedzielę totalny luz-blues. 
Wstałam tak późno, że aż wstyd :-)
Zrobiłam i zjadłam pyszne śniadanie:


Ogarnęłam się trochę, popałętałam po domu, poukładałam to i owo w pokoju,a w końcu spakowałam jedzenie do lunch-boxu:


Lunch-box i wodę do plecaka, a zakupiony wczoraj bochenek chleba do siatki i poszłam w świat. 
Najpierw dojechałam do centrum, zawadziłam o parę sklepów, a potem ruszyłam w moim ulubionym kierunku, czyli Sandal Castle.
Po drodze minęłam średniowieczny most z zachowaną średniowieczną kaplicą, strzegącą dawnego wjazdu do miasta. Dawniej było ich cztery w samym Wakefield i mnóstwo rozsianych po Anglii. Dziś zachowały się cztery w całej Anglii:





Po dotarciu do Sandal połaziłam po ruinach:


Zajrzałam do fosy, która ku mojemu zdziwieniu zaczęła napełniać się wodą (efekt tygodniowych opadów):

A potem ruszyłam w kierunku jeziora: Obeszłam jezioro, po drodze karmiąc łabędzie i kaczki:

Z drzew nad jeziorem najbardziej chyba lubię tą wierzbę, jest taka swojska:

Potem skierowałam się do domu, wybierając trasę przez trzy połączone ze sobą parki, dla ulatwienia bedziemy je nazywac 'Thorne Park' od najwiekszego.
U wejścia do parku pysznił się taki klomb:

Zakładam, że wyładnieje za parę tygodni, jak zakwitną wszystkie kwiaty. 

Parki różnią się od tych zapamiętanych z Polski. Nie ma ciasno wytyczonych alejek, łazi się po trawie, są duże przestrzenie. Na jednej z polan pyszni się ogromny rozłożysty dąb: 

Trawa w parku jest regularnie koszona. Po pierwsze w ten sposób ludziom nie brudzą się końcówki nogawek i widać czy nie ma jakiś przeszkód, o które można się potknąć. Po drugie, łatwiej wyzbierać śmieci, a właścicielom psów jest łatwiej posprzątać po swoich pupilach. I w parku i nad jeziorem rozstawione są kosze na psie kupki. 
 
W parku też znajduje się staw z kaczkami. Ponadto jest tam wydzielony skatepark i plac zabaw dla dzieci. 
Plac zabaw jest ogrodzony i ma zamykaną furtkę, tak by nie mogły wejść tam psy. 
Do domu wróciłam podczas meczu, szybko wrzuciłam mięso do piekarnika i poszłam wziąć gorącą kąpiel. Zeszłam na dół akurat by zobaczyć kolejkę karnych. Moi współlokatorzy kibicowali Anglii, ja Włochom ;-)
Szybko zjadłam malutką kolację i poszłam spać. 
To był bardzo miły dzień...

środa, 20 czerwca 2012

Złodziej czy idiota?

Bardzo się dzisiaj zdenerwowam i miałam ogólnie nieprzyjemny dzień w pracy.
Zaczęło się spoko - uczennice spoko, w miarę na czas, lekcja zgodnie z planem, zapis nowej uczennicy bez problemu, jej mąż wyjątkowo sympatyczny.
Problemy zaczęły się po przerwie w lekcji. Recepcjonista na przerwie, dzwoni telefon. Okazuje się - szef. Pierwsze pytanie - "dlaczego odbierasz ty, a nie I?". "Na przerwie" - mówię. "Kiedy poszedł?" - "Co dopiero, może minutę temu." "To będzie za pół godziny?" "- Tak".
Nie miałam jak ostrzec I, bo w tym momencie szef (także 'I', więc zostaniemy przy szef) stanął w drzwiach.
Szef poprosił mnie do biura, zapytał ilu było dzisiaj klientów -zapis i re-test. Jakieś listy, które nie pokażą się na systemie? - jeden do wysłania i jeden gość, nie wiem czego chciał.
Szef otworzył przy mnie sejf, a w sejfie pieniądze z zapisu i za re-test. Pieniędzy za dwa listy (£50 każdy) ani śladu.
Nie wierzę. Szef patrzy jak na idiotkę, jak próbuję bronić I, jak przetrząsam zakamarki biura, sprawdzam rachunki, szukam pod monitorem, klawiaturą, faksem, w kasetce na drobne. I cały czas powtarzam, że to nieporozumienie, że I by tego nie zrobił.
Ale zrobił. Po przerwie (która trwała godzinę, zamiast pół) i przedstawieniu dowodów przyznał się.
Jakim idiotą trzeba być, by kraść z własnej firmy. Na dodatek wiedział, że firma cienko przędzie, wiedział, że dwa miesiące wcześniej sekretarka w innej filii wyleciała dokładnie za to samo i że szef ma zwyczaj przysyłać 'klientów kontrolnych' od czasu do czasu.
Lubię tego chłopaka. To na prawdę fajny kolega, sympatyczny, zawsze służący pomocą i dobrą radą. Do dzisiaj dodałabym jeszcze: uczciwy. Ale nie mogę. Czuję się bardzo zawiedziona.
Owszem, ja wiem, że kokosów on nie zarabiał, ale z drugiej strony przez większość czasu nie miał nic do roboty - siedział na ebayu, hotukdeals i forach samochowych. I teraz tą łatwą fuchę szlag mu trafił.
Zostałam sama na pobojowisku...

wtorek, 19 czerwca 2012

Damą być...

Czuje sie dzisiaj jak prawie prawdziwa dama: szykownie i elegancko (i to pomimo faktu, ze zapomnialam sie umalowac).
A sprawil to jeden malutki szczegol mojego ubioru: buty.
Wyciagnelam z pudla buty na obcasie i zalozylam zamiast wiecznych adidasow czy buciorow do trekkingu.  Tak bez powodu, ot mialam nastroj 'obcasowy' (i bluzke w pasjacym kolorze).
I czuje sie jak dama. I z rzewnoscia wspominam te czasy jak smigalam w zasadzie tylko na obcasach...




Ale jak juz schudne (i przestane sie bac, ze sie pode mna obcasy polamia), to bede znowu na obcasach caly czas...


poniedziałek, 18 czerwca 2012

ach te pokusy...

A taki prezent dostalam od uczennicy kiedy odbierala swiadectwo ukonczenia kursu:





















I jak tu sie odchudzac, cholera jasna?

Rzeź Niewiniątek

Niewiniątka z tytułu to kwiaty i krzewy w przydomowym ogródku, narzędzie zbrodni - sekator, rzeźnik - ja.
Jak już wspominałam, przeprowadziłam się niedawno do nowego domu. Dom bardzo mi się podoba i mieszka mi się lepiej niż w poprzednim, ale te rośliny...
Nie żebym nie lubiła roślin, ale krzewy trzeba od czasu do czasu przycinać, a rabatki pielić i przerywać. Inaczej zrobi się z tego dżungla na miarę Amazonii.
Niestety, nikt tego tutaj nie robił. Mam wrażenie, że właściciel zakładał, że jest to obowiązek lokatorów, a lokatorzy - że właściciela.
Zarosła nawet furtka: by ją otworzyć trzeba było odgarnąć na bok sporo ukwieconych gałęzi.
I to właśnie one tak mnie wkurzały - załóż tu człowieku jasną bluzkę, a potem siłuj się z mokrymi, brudzącymi pyłkiem badylami.
Sekator kupiłam już jakiś tydzień temu, ale jakoś ciągle coś się nie składało. Ale dziś nastąpił ten dzień. Po przyjściu ze spaceru miałam jeszcze wystarczająco dużo energii, by chwycić to jadowicie żółte narzędzie zbrodni i zacząć ciąć. W efekcie krzew nie zbliża się nawet do ścieżki, jest oddalony o co najmniej 20 centymetrów, a te gałęzie, które w kierunku ścieżki rosły, zostały ciachnięte nawet w większej odległości. Dodatkowo, usunęłam wszystkie zielska, które zakradły się na ścieżkę do tylnych drzwi. Zajęło mi to ponad godzinę, ale teraz będę miała spokój na dłuższy czas.

sobota, 16 czerwca 2012

Ale przynajmniej stadiony zostaną...

Pamiętam, jak jesienią 2005 znalazłam się w kolorowym, roześmianym i rozśpiewanym tłumie w drodze na Old Trafford.
I pamiętam, że moją pierwszą myślą, kiedy Old Trafford zobaczyłam , było: 'Żebyśmy w Polsce mieli takie stadiony, żeby dało się taki stadion jakoś, no nie wiem - ukraść, teleportować, czy jakoś tak przenieść do Polski'.
Przegraliśmy wtedy, ale nikogo to nie martwiło - jak śpiewali Anglicy: 'Que sera, sera, whatever will be, will be - we're going to Germany'.
Dzisiaj wynik meczu niestety znaczenie miał. Jedyne co mogę powiedzieć to że bramka była autentycznie piękna, i Tytoń przynajmniej szmaty nie wpuścił.
Dla Polski mistrzostwa już się skończyły. Ale przynajmniej te piękne, wymarzone stadiony pozostaną i będą służyć następnym pokoleniom naszych piłkarzy i cieszyć fanów sportu.


M Cieslik

mniej kalorii

czwarty dzien jestem na siedmiuset kaloriach. czuje sie swietnie. nie glodze sie - po prostu stracilam apetyt. wlasnie dlatego wybralam ta nienajzdrowsza, niskoweglodowodanowa diete, bo wiedzialam, ze jednym z efektow jest utrata apetytu.

piątek, 15 czerwca 2012

'Rock of Ages' really rocks the Big Screen

Post pisany po raz drugi, bo nie wiem co ja zrobilam, ale mi sie usunal...

Wyobraźcie sobie, że ktoś zebrał razem wszystkie wasze ulubione piosenki, wplótł je w scenariusz, a na koniec zrobił z tego film w gwiazdorskiej obsadzie.
Dla mnie, tym właśnie jest 'Rock of Ages'.
Dwie godziny rokendrolowej jazdy bez trzymanki. Dwie godziny niezapomnianej muzyki w świetnym wykonaniu. I chociaż historia jest banalna, przewidywalna do bólu, to aktorzy stanęli na wysokości zadania, zarowno pod wzgledem wokalnym, jak i aktorskim, a muzyka z młodych lat wynagradza wszelkie niedociągnięcia.
Idźcie na 'Rock of Ages' i bawcie się tak dobrze jak ja!

P.S. Bylam juz dwa razy i juz mam album z piosenkami!

I jeszcze prosze, oto link do opisu Rock of Ages na IMDB

A tu trailer:


czwartek, 14 czerwca 2012

wtorek, 12 czerwca 2012

And I just want to be happy...

Postawiłam dychę na Rosję. W ten sposób, jaki nie byłby wynik będę zadowolona.
Albo z wygranej Polaków, albo z paru funtów ekstra :)

DIeta, 10.06. - niedziela

Do diety mozna, a nawet nalezy sie przyzwyczaic. By nie 'cierpiec' az tak bardzo, starem sie jak najladniej ulozyc wszystk na talerzu, zeby chociaz wizualnie bylo to zadawalajace. Staram sie kombinowac ze smakami, roznymi przyprawami, itp. Schowalam duze talerze, wszystko jem na talerzykach, zeby bylo wrazenie 'pelnej michy'.

Prosze o wyrozumialosc, jesli znajdziecie bledy i niedokladnosci matematyczne, czy kaloryczne, ja dopiero zaczynam. Korzystam z tabel w sieci, a czasami, zwlaszcza w przypadku produktow porcjowanych,  czy tez 'plasterkowanych', z informacji na tychze produktach.

 Oto co zjadlam w niedziele:

Sniadanie:



  1. 2 jajka na miękko 120g: 180kcal, węglowodanów 1.2g
  2. Szpinak 60g: 16kcal, węglowodanów 1.8g
  3. Olej o smaku czosnku, 1 łyżka 120kcal, węglowodanów - nil
  4. Ser żółty edam 20g: 62kcal, węglowodanów - nil 
  5. Plasterek szynki parmeńskiej: 37kcal, węglowodanów - nil
  6. 2 pomidorki, 60g: 20kcal, węglowodanów 3g
  • Razem:
    • 435kcal
    • Węglowodanów 6g

Przekaska:


Trzy kawalki sera zoltego 3x20g=60g: ok. 210kcal, weglowodanow - 0.2g

Obiado-kolacja

  1. Łyżka oleju sezamowego: 120kcal, węglowodanów - nil
  2. Filet z kurczaka 150g: 150kcal, węglowodanów - nil
  3. Pieczarki 40g: 10kcal, węglowodanów 1g
  4. Cukinia 70g: 13kcal, węglowodanów 2g
  5. Sałata 30g: 6kcal, węglowodanów 1g
  6. Papryka 30g: 10kcal, węglowodanów 2g
  7. Ser feta 20g: 53kcal, węglowodanów 0.2g
  • Razem:
    •  364kcal,
    •  węglowodanów 6.2g

Razem:

  • 1009kcal
  • weglowodanow 12.4g

W niedziele wychodzilam na prawie caly dzien, a nie chcialo mi sie robic lunchu do pudelka. Dlatego zgarnelam tylko trzy serki i ruszylam w swiat. Reszte kalorii dopchnelam wieczorem. 
Gdzie bylam w niedziele i co widzialam -tez opisze.



poniedziałek, 11 czerwca 2012

A moja dieta wygląda tak:

Tak wygląda przeciętna kolacja:

Jak łatwo zauważyć na każdym talerzu rybie zwłoki. Rybę staram się jeść raz dziennie, na ogół wieczorem. 
Tak wygląda przeciętny obiad: 

To tylko oczywiście jak mam czas i jem w domu. Bo jak zabieram posiłek do pracy to jest po prostu wrzucony do pudełka. 
Tak wygląda śniadanie:

Na ogół są to jakieś jajka. Jadam dwa lub trzy dziennie. 
A jak się głodna zrobię pomiędzy posiłkami to takie przekąski znajdę u siebie w torebce:

A to już wstyd i hańba: 
Kto to widział, by pić wodę z takiej szklanki?


I to cała moja dieta w fotograficznym skrócie. Posiłki wachają się od ok. 200 do ok. 400 kcal. Porcja mięsa na talerzu to maksimum 150 - 170g. 
Sera żółtego 100g (pięć przekąsek) dziennie. 
Zero chleba, ziemniaków, makaronu, ryżu, kasz, mleka, cukru, słodyczy, owoców a nawet niektórych warzyw. 
Najbardziej szkoda mi owoców i lodów, zwłaszcza teraz, w sezonie truskawkowym. 



sobota, 9 czerwca 2012

Jak to przeszłam na dietę...


Na diecie wylądowałam przypadkiem. To znaczy, wiedziałam, że powinnam się odchudzać, zaczynałam już przypominać hipopotama. 
Ale nie miałam ani zapału, ani motywacji. A bez motywacji, to niestety o efekty trudno. 
I pewnego majowego dnia taką 'odwróconą' motywację zafundował mi kolega z pracy. 
Jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać i wyszło na to, że jest on na diecie. 
Mówię: "-To opowiedz mi dokładnie o tej diecie". 
Kolega spojrzał na mnie z namysłem i odpowiedział: "-Ale to tylko dla osób o silnej woli."
O żesz ty, pomyślałam, to innymi słowy uważasz mnie za osobę o słabej woli... Ale nie powiedziałam nic. Wysłuchałam szczegółów, którymi raczył się podzielić, uzupełniłam wiedzę artykułami z sieci i odczekałam.
Odczekałam z dwóch powodów. 
Po pierwsze, może małostkowo, ale szkoda mi było jedzenia za kilkadziesiąt funtów, więc postanowiłam je najpierw wykończyć. 
Po drugie, akurat miałam się przeprowadzać, więc logicznie było zacząć zmianę w odżywianiu razem ze zmianą mieszkania. 
I tak jestem sobie na diecie. 
Cel: "zgubić" 34% wyjściowej masy ciała. W ciągu dwóch tygodni zgubiłam 3%, więc jeszcze 31% przede mną. 


czwartek, 7 czerwca 2012

Promocji brak

Chciałam sobie kupić szafę. Taką zwykłą, materiałową. Upatrzyłam taką, co mi się spodobała w Homebase, na dodatek w promocji była.
Zapamiętałam link do stronki: http://www.homebase.co.uk/webapp/wcs/stores/servlet/ProductDisplay?langId=110&storeId=10151&partNumber=8755546 i zadowolona poszłam spać.
Następnego dnia otwieram link, szafa jest, tylko że cena się za cholerę zgodzić nie chce. Jasno stoi: £47. Innymi słowy promocja się skończyła. Jakby to napisali w starych komiksach dla dzieci: "!#@&!@#&%*^*#!".
Bez obrazy, ale tyle to ja za rurki obciągnięte materiałem nie dam, pracuję na pół etatu i pieniędzmi, za przeproszeniem, nie sram.
Poczekam aż znowu będzie o 30% taniej, albo kupię inną.

niedziela, 3 czerwca 2012

Rozterki kinomaniaczki na diecie.

Dwie rzeczy lubię praktycznie od zawsze: jedzenie i kino. I teraz postanowiłam trochę przystopować z jedzeniem i przeszłam na dietę.
Nie widzę powodu by zmieniać nawyki kinowe, bo wcale drogo mnie nie kosztują: £14.99 za miesiąc bez ograniczeń w ilości seansów.
Niestety, okazuje się, że życie kinomanki na diecie najeżone jest rozlicznymi pokusami.
Wokół kina 'orbitują' KFC, McDonald's, Subway, Pizza Hut, Frankie&Benny's oraz Nando's. Po zakupieniu biletu, w drodze na salę mijamy kolejno: stoisko z lodami połączone ze stoiskiem ze słodyczami na wagę oraz stoisko z popcornem, nachos, hot-dogami, napojami i słodyczami paczkowanymi.
Wszystkie te stoiska i restauracje mijamy ponownie po wyjściu z kina.
A nawet nie wspomniałam jeszcze o tych wszystkich take-away's (sklepiki z jedzeniem na wynos), które znajdują się na trasie dom - kino, kino - dom. Jest ich co najmniej 7, może więcej, a ja do kina mam 20 minut szybszym spacerkiem.
I jak tu być kinomanką na diecie?

piątek, 1 czerwca 2012

Zakupy dietowe

W ramach diety zafundowałam sobie wagę. Pooglądałam na necie, przejrzałam kilkanaście sklepów i porównałam kilkadziesiąt modeli. W końcu zdecydowałam się na fikuśną z Ikei. Nie aż taka droga, ale wydaje się dokładna (niestety; mogłaby trochę zaniżać). A na dodatek fajnie się maskuje i nie rzuca w oczy jako waga. Oto jak 'ukrywa' się w pokoju:




















Fajnie, prawda? I zegar też dość dokładny.
A i jeszcze to jedna z niewielu w miarę tanich wag, na której w całości mieszczą mi się stopy. Nie moja wina, że takie duże urosły.
Przy okazji połaziłam sobie po Ikei i zdecydowałam że nowe ręczniki też tam kupię w najbliższym czasie. Ceny mniej więcej takie same jak w innych sklepach, ale za to jedyne ręczniki z doszytymi pętelkami. Wiem, można doszyć samemu, ale szycia nienawidzę bardziej niż mój kot odkurzacza :-)

oops...