A jest to dziwne, zwazywszy, ze znowu spie po cztery, czasem piec godzin na dobe.
Tylko ze ostatnio dopadlo mnie zaciecie do porzadkow i ukladania, a co najgorsze - do prasowania. W miniona sobote i niedziele uprasowalam wszystkie swoje ubrania i posciel :-)
Wariactwo prasowania ma zwiazek z tym, ze udalo mi sie wreszcie kupic nowa szafe. Dokladnie taka jaka przegapilam w promocji jakis czas temu, tylko ze czarna. O tutaj o tym pisalam. Nawet promocja byla lepsza, bo wtedy jesli pamietam to zaplacilabym jakies £34, a teraz £28 :-)
Jak zobaczylam promocje w Argosie, to tylko trzeba bylo wybrac sklep, zarezerwowac i odebrac. I tu tez pojawil sie problem. Szafa dostepna byla jeszcze tylko w jednym, jedynym sklepie w calym West Yorkshire, i to dosyc daleko od Wakefield, ale sie udalo :-)
Jakies dwie czy trzy godzinki zajelo skrecenie jej, w recenzjach inni uzytkownicy napisali, ze skrecanie strasznie trudne i skomplikowane, a tu sie okazalo, ze po prostu trzeba uwazac i bardzo dokladnie przeczytac instrukcje :-) Widocznie czytanie ze zrozumieniem i zrobienie czegos tak jak stoi na obrazkach jest zadaniem przekraczajacym umiejetnosci przecietnego klienta Argosa ;-)
Jedyny problem mialam z naciagnieciem materialu, bo szafa wysoka na dwa metry, a trzeba to bylo robic z dwoch koncow jednoczesnie, ale poradzilam sobie jakos :-)
W zwiazku z tym wszystkie ciuchy, ktore gniotly sie do tej pory w jednej szafie, a czesciowo poupychane byly w pudlach moga sobie swobodnie wisiec na wieszakach :-)
Wszystkie elegancko uprasowane (z dzinsami wlacznie - wiem, to juz przesada), a ja rano nie musze sie martwic, ze bluzka czy spodnie, ktore chce zalozyc powinny przywitac sie z zelazkiem.
Ja to nazywam lenistwem postepowym - owszem, spedzilam dwa dni przy desce do prasowania, ale teraz na trzy tygodnie moge zapomniec o istnieniu zelazka :-)
W pracy jestem zajeta jak diabli - naczalstwo nie uwaza za stosowne, by zatrudnic kogos do recepcji na miejsce I., wiec pracuje za dwoje, ale oczywiscie za pojedyncza pensje :-(
Czasami dla relaksu zagladam na Piekielni.pl i dzis usmialam sie czytajac ponizsza historyjke:
Uwielbiam koty:-) I ich wlascicieli :-)
Wlasciciele kotow maja na ogol swieta cierpliwosc, cholerny optymizm i bardzo specyficzne poczucie humoru :-)
Znam juz prawie wszystkie koty w sasiedztwie, a one znaja mnie i co najwazniejsze, chyba mnie lubia :-)
Pare tygodni temu, czekalam sobie spokojnie na przystanku, a tu nagle na murek wskoczyl kot, pierwszy raz go na oczy widzialam, i zaczal sie lasic i miauczec, coby poglaskac :-) Niestety podjechal autobus, a ze nastepny mialam za pol godziny, to sesje miziania kota trzeba bylo przerwac :-(
Ale zdjecie zwierzakowi zrobilam :-)
Oto ono:
Odchudzanie mi na razie przestalo isc, ale nie tyje - mimo ze mam niesamowity apetyt :-) Bogu dziekowac, nie ciagnie mnie do slodyczy, ale sera zoltego w co najmniej dziesieciu odmianach moglabym jesc bez ograniczen :-)
Chyba zmienie diete, ale nie wiem jeszcze na co. Moze sprobuje Dukana, ktos ma jakies opinie i pomysly?