piątek, 31 sierpnia 2012

prasowanie, szafy i koty

Jakos nie mam ostatnio na nic czasu... nawet na blog :-)
A jest to dziwne, zwazywszy, ze znowu spie po cztery, czasem piec godzin na dobe.
Tylko ze ostatnio dopadlo mnie zaciecie do porzadkow i ukladania, a co najgorsze - do prasowania. W miniona sobote i niedziele uprasowalam wszystkie swoje ubrania i posciel :-)
Wariactwo prasowania ma zwiazek z tym, ze udalo mi sie wreszcie kupic nowa szafe. Dokladnie taka jaka przegapilam w promocji jakis czas temu, tylko ze czarna. O tutaj o tym pisalam. Nawet promocja byla lepsza, bo wtedy jesli pamietam to zaplacilabym jakies £34, a teraz £28 :-)
Jak zobaczylam promocje w Argosie, to tylko trzeba bylo wybrac sklep, zarezerwowac i odebrac. I tu tez pojawil sie problem. Szafa dostepna byla jeszcze tylko w jednym, jedynym sklepie w calym West Yorkshire, i to dosyc daleko od Wakefield, ale sie udalo :-) 
Jakies dwie czy trzy godzinki zajelo skrecenie jej, w recenzjach inni uzytkownicy napisali, ze skrecanie strasznie trudne i skomplikowane, a tu sie okazalo, ze po prostu trzeba uwazac i bardzo dokladnie przeczytac instrukcje :-) Widocznie czytanie ze zrozumieniem i zrobienie czegos tak jak stoi na obrazkach jest zadaniem przekraczajacym umiejetnosci przecietnego klienta Argosa ;-)
Jedyny problem mialam z naciagnieciem materialu, bo szafa wysoka na dwa metry, a trzeba to bylo robic z dwoch koncow jednoczesnie, ale poradzilam sobie jakos :-)
W zwiazku z tym wszystkie ciuchy, ktore gniotly sie do tej pory w jednej szafie, a czesciowo poupychane byly w pudlach moga sobie swobodnie wisiec na wieszakach :-)
Wszystkie elegancko uprasowane (z dzinsami wlacznie - wiem, to juz przesada), a ja rano nie musze sie martwic, ze bluzka czy spodnie, ktore chce zalozyc powinny przywitac sie z zelazkiem.
Ja to nazywam lenistwem postepowym - owszem, spedzilam dwa dni przy desce do prasowania, ale teraz na trzy tygodnie moge zapomniec o istnieniu zelazka :-)
W pracy jestem zajeta jak diabli - naczalstwo nie uwaza za stosowne, by zatrudnic kogos do recepcji na miejsce I., wiec pracuje za dwoje, ale oczywiscie za pojedyncza pensje :-(
Czasami dla relaksu zagladam na Piekielni.pl i dzis usmialam sie czytajac ponizsza historyjke:






Uwielbiam koty:-) I ich wlascicieli :-)
Wlasciciele kotow maja na ogol swieta cierpliwosc, cholerny optymizm i bardzo specyficzne poczucie humoru :-)
Znam juz prawie wszystkie koty w sasiedztwie, a one znaja mnie i co najwazniejsze, chyba mnie lubia :-)
Pare tygodni temu, czekalam sobie spokojnie na przystanku, a tu nagle na murek wskoczyl kot, pierwszy raz go na oczy widzialam, i zaczal sie lasic i miauczec, coby poglaskac :-) Niestety podjechal autobus, a ze nastepny mialam za pol godziny, to sesje miziania kota trzeba bylo przerwac :-(
Ale zdjecie zwierzakowi zrobilam :-)
Oto ono:


Odchudzanie mi na razie przestalo isc, ale nie tyje - mimo ze mam niesamowity apetyt :-) Bogu dziekowac, nie ciagnie mnie do slodyczy, ale sera zoltego w co najmniej dziesieciu odmianach moglabym jesc bez ograniczen :-)
Chyba zmienie diete, ale nie wiem jeszcze na co. Moze sprobuje Dukana, ktos ma jakies opinie i pomysly?



poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Muzycznie

Odkad pamietam, mialam straszne problemy by sie z jakimikolwiek znajomymi zgrac 'muzycznie'. To sluchalam muzyki klasycznej, to zbyt ciezkiej, to jakiejs takiej niedzisiejszej, niemodnej, czy cos takiego...
I tak mi zostalo, tylko ze teraz przestalam sie przejmowac, a jednoczesnie zrobilam sie troche bardziej tolerancyjna jesli idzie o muzyke, ktorej sluchaja znajomi (chociaz znajomi jak slysza na jednej playliscie w telefonie Iron Maiden, Edith Piaf, Fogga, Megadeth, Pavarottiego, the Sweet i Wysockiego, to jakos tez dziwnie na mnie patrza).
Ale nadal najchetniej slucham muzyki w samotnosci, nawet tej pozornej samotnosci, na miescie, ze sluchawkami w uszach.
Przesiaduje godzinami na YouTube i wyszukuje nowych (lub bardzo starych) wykonawcow, zespoly. Odkrylam w ten sposob mnostwo ciekawych grup, o ktorych istnieniu inaczej nie mialabym pojecia, takich jak Sirenia, Dark Princess (rosyjski rock - swietna), Phantom Blue czy Adastreia.
Tak tez natrafilam na stosunkowo mlody zespol, z pochodzenia finski, ale jeden album nagraly po angielsku, no i zakochalam sie w muzyce. Moge dziewczyn sluchac caly czas. Nie sa to jakies ciezkie brzmienia, ale nie jest to tez popowa papka serwowana nam przez stacje radiowe i telewizyjne. Kazdemu, kto lubi muzyke troszke niekonwencjonalna i nie zawsze popularna i niekoniecznie lubiana przez masy goraco polecam:

Indica:




piątek, 10 sierpnia 2012

words that hurt...


Caly tydzien bylam w rewelacyjnym humorze. Po pierwsze, zaczelam cwiczyc i dobrze sie z tym czuje. Nie daje jeszcze rady zrobic pompek, ale ku wlasnemu zdziwieniu daje rady robic brzuszki. Przestalam sie meczyc przy podejsciach pod gorke, nawet jak ide marszem, a gorka jest stroma. W poniedzialek, w drugim biurze firmy, w ktorym nie bylam od lat, dwie osoby mnie nie rozpoznaly :-) We wtorek, po raz drugi w ciagu ostatniego miesieca poproszono mnie o dowod jak kupowalam napoje wyskokowe :-) a jak zaczelam wyjasniac, ze mogliby podwoic limit, a ja jeszcze bym sie spoko zalapala, to mi pani w sklepie powiedziala ze bardzo mlodo wygladam  i mam mloda cere :-) ale dowod nadal musialam pokazac :-)
Dzisiaj wreszcie waga wskazala 90kg. Czyli od 25 czerwca, kiedy to waga wskazywala 106.9 udalo mi sie schudnac 16.9kg. Jezeli zalozymy, ze chce dobic do 70kg, to jesli mnie moja matematyka nie zawodzi (a jak zawodzi to prosze o poprawienie), to mam za soba 45% diety. Zdaje sobie oczywiscie sprawe, ze teraz sie zaczna schody, ale staram sie tym nie przejmowac :-)
Ale...
Zawsze musi byc jakies ale...
Zadzwonilam do mamy, zeby sie pochwalic 90kg na wadze. Nasza rozmowa wygladala mniej wiecej tak:

-          Ja sie chcialam pochwalic, ze wreszcie dobilam do 90
-          Jak to?
-          No, waga wskazuje dokladnie 90kg. Dziewiec, zero, przecinek, zero!
-          O, to dobrze.
-          No to jestem prawie na polmetku, teraz bedzie gorzej bo musze dobic do celu, czyli siedemdziesieciu.
-          Wystarczy do osiemdziesieciu, do siedemdziesieciu ci sie nie uda.
-          Mama, jak mozesz mi mowic takie rzeczy, ty mnie powinnas wspierac.
-          No ale nigdy ci sie do tej pory nie udalo, tyle razy bylas na diecie.
-          Ale nie powinnas mi mowic takich rzeczy, to ma byc z twojej strony motywacja?
-          No moze nie powinnam, ale mowie jak mysle.

W tym momencie podziekowalam mamie za to, ze uwaza mnie za nieudacznika, wymowilam sie obowiazkiem powrotu do pracy, zakonczylam rozmowe i rozplakalam sie.
Moze przesadzam, ale nie rozumiem, jak mozna cos takiego powiedziec wlasnej corce. I najgorsze, ze mama nie widzi z tym problemu, uwaza ze wolno jej mowic co chce, bo ma 74 lata i na starosc wolno jej wszystko, bo, jak sama mowi ‘niedlugo i tak umrze’. Czyli ja nie moge miec o nic pretensji, bo niby, wpedzam ja do grobu.
Kocham moja mame i uwazam, ze jest wspaniala osoba i ze miala ciezkie zycie z moim tata i przede wszystkim z jego rodzina, ale tego typu teksty z jej strony po prostu mnie rozwalaja. Nie jest to pierwszy tekst tego typu, ani zapewne ostatni. Tyle razy klocilysmy sie o to, co mi mowi i jak mnie tym rani. Zawsze bylo, ze przesadzam, albo ze chce ja wpedzic do grobu i to ja musialam ustepowac. Dzisiaj byl tekst, ze na pewno ktos inny mnie zdenerwowal, i zadzwonilam, zeby na niej wyladowac zlosc. Guzik prawda – jak napisalam u gory, bylam w niesamowitym humorze, rano przed wyjsciem do pracy wydurnialam sie z M. i I., w autobusie do pracy usmiechalam do wszystkich ludzi, w Tesco ogladalam przyrzady gimnastyczne i planowalam co i w jakiej kolejnosci kupic, a na ebayu wystawilam kilka pozytywow.
Dopiero rozmowa z mama spowdowala ze odechcialo mi sie wszystkiego.
Wiem, ze powinnam sie uodpornic, ale nie wiem jak...
Sorry, ze tak sie rozpisalam, ale musze to z siebie wyrzucic.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

buty

Wczoraj kupiłam sobie nowe buty. Nie żebym potrzebowała, ale taką miałam ochotę :-)
Poza tym, wyprzedaż była :-)
Buty (i torebki i biżuteria) to taki mój zawór bezpieczeństwa jak jestem na diecie i niezawodny sposób na poprawienie sobie nastroju. Wychodzę z założenia, że ciuchów nie ma co kupować, bo zmieniam rozmiar, a stopa mi się nie zmieni.
Ale to co zrobiłam wczoraj to szaleństwo! Obcasy 15cm!

Założyłam od razu i przyznać muszę, że nawet wygodne :-) Ale tylko do trzech godzin ciągłego chodzenia :-(
Zanim przyjechałam do UK to śmigałam w takich butach cały czas...
Jak się tutaj musiałam przerzucić na płaskie (praca w domu opieki) to odchorowałam to strasznym i długotrwałym bólem nóg :-(
Od tamtej pory każda próba powrotu na obcasy kończyła się zawsze kilkoma dniami w opasce uciskowej :-(
Ale tym razem będzie dobrze, musi być, jestem cholernie zdeterminowana :-)
Obcasy na nogi, tenisówki do torebki  (aż tak rąbnięta nie jestem, żeby nie wziąć butów na wszelki wypadek), garść plastrów w kieszeń i do pracy marsz :-)

czwartek, 2 sierpnia 2012

Progress - dwutygodniowy misz-masz :-)

Odchudzanie idzie jakos do przodu. Nie tak szybko jak na poczatku, ale idzie. I to bez wiekszego wysilku z mojej strony: kalorii prawie nie licze, ale uwazam, zeby jesc tylko to, co mi wolno. Czesto gesto popelniam zbrodnie jedzenia obfitego posilku okolo polnocy. Popijam sobie czerwone wytrawne wino a czasem wodke - to mi wolno, chociaz chyba wolalabym piwo :-) Nieprocentowo pije herbaty w nie wiem ilu smakach, troche kawy, kranowke i lemoniade z limonka i swieza mieta. Glodna nie chodze :-) Na razie schudlam prawie 15 kilo, jak na dwa miesiace to chyba sporo.
Rozmiarowo wyglada to tak, ze musialam wymienic cala garderobe. Na szczescie, zawsze bylam typem "chomika" i tak latwo starych rzeczy nie wyrzucalam. Wystarczylo wyjac z walizek ubrania w rozmiarach 18 i 16, a na ich miejsce wrzucic wszystkie 20 i 22 :-) Byc moze sa tragicznie niemodne (niektore ciuchy maja po 4, 7 czy 8 lat), ale pasuja i dobrze sie w nich czuje :-) Jesli uda mi sie schudnac bardziej, to juz niestety bede sie musiala wykosztowac na nowe, bo nizej niz 16 nigdy nie bylam :-)
Remont sie przeciagnal. Ekipa rozbabrala co sie dalo, zwinela narzedzia i zapowiedziala, ze wroci za tydzien :-) Chlopcy sie wkurzyli, zadzwonili do landlorda i pogonili obibokow, a za remont wzieli sie sami :-)
Innymi slowy - przez ostatnie dwa tygodnie ja i M - druga baba w domu - bylysmy moze nie bezdomne, ale bezpokojowe :-) Tak jakos wyszlo, ze nasze pokoje ucierpialy najbardziej.
M spala w salonie, ja przystalam na propozycje A. i sprowadzilam sie do niego na strych. Ludzie jak sie dowiaduja, ze spie w jednym pokoju z facetem, to od razu mysla sobie nie wiadomo co, a ja naprawde tylko tam spie, w doslownym tego slowa znaczeniu.  Moj materac jest za szafa, w kaciku, poza tym A. pracuje na nocki, wiec wraca do domu jak ja wstaje.
A. jest zlota raczka i jak chce to potrafi w domu zrobic wszystko. Dwa dni temu poprosilam go o pomoc w zreperowaniu moich polek na ksiazki, ktore po kilku przeprowadzkach i nieostroznym traktowaniu zaczely przypominac raczej zbior przypadkowych desek niz polki :-( Przy czym zastrzeglam, ze nie chce, by zreperowal polki za mnie, ma mi tylko wytlumaczyc, co i jak, jakich narzedzi i elementow laczacych uzyc, powiedziec jak poslugiwac sie wiertarka (ostatnio wiertarke trzymalam w rekach, jak mialam moze osiem czy dziewiec lat) a ja zrobie wszystko sama. Zabawe mialam przednia, lepsza niz w klubie dwa tygodnie wczesniej, A. okazal sie dobrym nauczycielem, a ja podobno pojetna uczennica :-) Komode zreperuje juz sobie sama :-)
Kombinuje z jedzeniem. Staram sie ta bardzo jakby na to nie patrzec uboga diete urozmaicac. Kupuje rozne oleje do smazenia. moj faworyt na razie to olej sezamowy. Kupilam sobie patelnie do grilowania. Smazy sie na niej rewelacyjnie, tylko mycie jest troche problematyczne. Przestalam przawie solic warzywa i nawet jajka na twardo jem bez soli. Przypraw uzywam tylko do miesa.
Jako dziecko nie lubilam pomidorow. Dzis moglabym je jesc caly czas. Tak samo, jako dziecko nie wypilabym napoju z dodatkiem miety, a dzis nie wyobrazam sobie lemoniady bez kilku wkruszonych listkow :-)
Jedyna zla rzecz, to to ze zauwazylam, ze bardzo latwo robia mi sie siniaki, zwlaszcza na rekach. Jest lato, chodze w krotkich rekawkach, a wygladam, jak ofiara przemocy domowej :-( Czy ktos wie jak z tym walczyc? Bo jezeli wezmiemy pod uwage fakt, ze jestem straszna niezdara i na sciany, drzwi czy framugi wpadam nawet jak jestem trzezwa, ze o na rauszu nie wspomne, to zapobiec i uniknac sie raczej nie da :-(

oops...