niedziela, 3 czerwca 2012

Rozterki kinomaniaczki na diecie.

Dwie rzeczy lubię praktycznie od zawsze: jedzenie i kino. I teraz postanowiłam trochę przystopować z jedzeniem i przeszłam na dietę.
Nie widzę powodu by zmieniać nawyki kinowe, bo wcale drogo mnie nie kosztują: £14.99 za miesiąc bez ograniczeń w ilości seansów.
Niestety, okazuje się, że życie kinomanki na diecie najeżone jest rozlicznymi pokusami.
Wokół kina 'orbitują' KFC, McDonald's, Subway, Pizza Hut, Frankie&Benny's oraz Nando's. Po zakupieniu biletu, w drodze na salę mijamy kolejno: stoisko z lodami połączone ze stoiskiem ze słodyczami na wagę oraz stoisko z popcornem, nachos, hot-dogami, napojami i słodyczami paczkowanymi.
Wszystkie te stoiska i restauracje mijamy ponownie po wyjściu z kina.
A nawet nie wspomniałam jeszcze o tych wszystkich take-away's (sklepiki z jedzeniem na wynos), które znajdują się na trasie dom - kino, kino - dom. Jest ich co najmniej 7, może więcej, a ja do kina mam 20 minut szybszym spacerkiem.
I jak tu być kinomanką na diecie?

2 komentarze:

  1. Nie da rady ;-)))

    Wpisać się do Ciebie to sztuka wyższego rzędu.
    Może zajrzyj tutaj
    http://klubkotajasna8.blogspot.com/2012/03/weryfikacja-obrazkowa.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za radę. Już chyba poprawiłam. Chyba - bo na komórce nie zawsze wszystko chodzi.

    OdpowiedzUsuń

oops...