poniedziałek, 16 lipca 2012

cos milego:-)

czasami, dla odmiany po tych wszystkich okropnych wiadomosciach, fajnie jest dla odmiany przeczytac cos optymistycznego:
 
Kliknij tutaj 

A tu skrot artykulu, po polsku:

Cztery kocieta zostaly ocalone, gdy pracownicy zlomowiska w Birmingham uslyszeli miauczenie dobiegajace z majacego za kilka sekund ulec zgnieceniu Porsche944.
Zatrzymano maszyny, a pracownicy podwazyli bagaznik, gdzie, obok kola zapasowego znalezli cztery male wychudzone i oslabione kotki.
Samochod stal na zlomowisku przez dwa tygodnie. W tym czasie jakas okoliczna dzika kotka wybrala go sobie na porod, a potem najprawdopodobniej porzucila kocieta, ktore byly slabe i niedozywione.
Kocieta, nakarmione i odchuchane, mieszkaja teraz w biurze kierownika, gdzie czekaja na adopcje:-)
Czy nie robi sie od razu cieplej na sercu, jak slyszy sie takie historie?

Duperele


Pomiedzy praca, weekendem na wyjezdzie, dojazdami do pracy, szykowaniem sie do remontu, w zasadzie ledwo znajduje czas zeby sobie normalnie “pozyc”.
Najbardziej mnie ten remont dobija – przeprowadzilam sie poltora miesiaca temu, i ledwo zdazylam sie rozpakowac i zdecydowac jak chce miec urzadzony pokoj, kiedy landlord zarzadzil remont. Wszystkie, co dopiero rozstawione i ulozone meble i  inne przedmioty musza byc usuniete z pokoju. Wiekszosc juz spakowalam i wstawilam do piwnicy, dzisiaj koncowka pakowania, a jutro remont.
Bogu dziekowac, ze jest to robione z glowa – jeden pokoj na raz, bo inaczej mielibysmy straszny zgryz co ze soba zrobic i gdzie spac. I tak jutro czeka mnie noc w salonie, ale jakos to przezyje – sofa wygodna, a ja spalam gorzej.  Pamietam, jak mieszkalam w Huddersfield, podczas remontu musialam spac w pracy:-) Bogu dziekowac, pracowalam na nocki w domu opieki – zawsze byl jakis wolny pokoj.
Mam tyle rzeczy do napisania – recenzje dwoch filmow, wycieczka, dwa naszkicowane posty o Wakefield i okolicach, a po prostu nie mam czasu:-(
Najbardziej przeraza mnie brak snu – spie po cztery, piec godzin na dobe od okolo dwoch tygodni.
Jest w tym jednak duzo mojej winy: moi wspollokatorzy sa tak fajni, ze spedzam z nimi godziny na gadaniu, zamiast robieniu czegokolwiek uzytecznego:-)
Ale z tego to sie akurat ciesze – na poprzednim mieszkaniu strasznie „zdziczalam”, wrecz unikalam moich wspollokatorow. A tu mam wesolo i ciekawie. Innymi slowy – cos za cos. Pomimo stalego braku czasu i niedosypiania czuje sie na nowych smieciach o wiele bardziej zadowolona z zycia i zrelaksowana:-)

piątek, 13 lipca 2012

Nice


Takie ladne slowko. Wydawaloby sie- takie ladne, pogodne slowko: ‘nice’ – mily.
Mam alergie na slowko ‘nice’. We wtorek wkurzylam sie ostatecznie i dalam uczniom zakaz uzywania slowka ‘nice’. Ma wypasc z ich angielskiego slownika, tak jak poprzednio zwrot ‘that’s it’.
Informujace o powyzszych zakazach plakaty powiesilam na scianie, na lewo od tablicy – nie da sie przegapic:

Pewnie teraz myslicie ze mi odbilo. Ze jezeli juz, to takie plakaty powinnam wywiesic ze slowkiem ‘f*ck’, a mi przeszkadzaja glupie ‘nice’ i ‘that’s it’
Juz tlumacze.
Ja po prostu bardzo, ale to bardzo chce, zeby moi uczniowie zdali egzamin. A ze egzamin jest krotki – ok. 18 do 20 minut na pare, to, po odjeciu czasu w ktorym mowi egzaminator albo CD, wypada srednio 5, moze 6 minut na ucznia.
W czasie tych pieciu lub szesciu minut uczen udowodnic musi ze posluguje sie angielskim plynnie – na tyle na ile pozwala poziom entry1 lub entry2, czyli poczatkujacy. Musi pokazac, ze CHCE rozmawiac z egzaminatorem i swoim kolega/kolezanka. I musi zademonstrowac zasob slownictwa.
I dlatego dalam bana na ‘that’s it’.
Uczniowie na pytanie - instrukcje typu ‘tell me about your family’ odpowiadali: ‘I have a wife and two children, that’s it.’A mieli mowic przez dwie minuty! 
Poza tym, ‘that’s it’ to przekaz dla egzaminatora, ze uczen nie chce mowic, brakuje mu pewnosci siebie, plynnosci i umiejetnosci komunikowania sie z innymi - punkty za komunikacje leca na leb na szyje. Stad moja walka z tym zrotem. Powtarzam na lekcjach do upadlego: Nie wiesz co wiecej powiedziec – przestan mowic i czekaj na egzaminatora, by zadal ci pytanie, ale nie dawaj znaku, ze mowic nie chcesz.
A teraz moze mniej zrozumialy zakaz dotyczacy ‘nice’. Tym razem chodzi mi o zasob slownictwa. Powiedzmy, ze uczen przelamal ta bariere plynnosci i chce mowic o rodzinie przez te wymagane w pierwszej czesci dwie minuty. I co slyszymy:
‘I have a nice family. I have a wife. She is very nice. And I have two children, they are also very nice. They go to a nice school and they have a nice teacher. We live in a nice house and my wife is a housewife. She cooks very nice dinners. My mother-in law visits us on Sundays, she is also very nice.’
Rekordzisci (liczylam!) potrafili uzyc ‘nice’ ponad 15 razy w ciagu minuty. Pomijajac bledy gramatyczne, ktore sa na tym etapie notoryczne i nie do unikniecia, pozbawiali sie oni punktow za zasob slownictwa. ‘Nice’ uzyte nawet 100 razy pozostaje jednym slowkiem i jako jedno bedzie oceniane, a wielu assessorow ma na nie alergie, bo slysza je zbyt czesto i automatycznie im sie punkty zeruja, jak uzywacie go na egzaminach.
Pol nocy siedzialam ukladajac cwiczenia rozwijajace zasob przymiotnikow i nastepnego dnia torturowalam nimi uczniow. Chyba dotarlo, bo pod koniec lekcji sami poprawiali kolegow , ktorym ‘nice’ jeszcze sie wyrwalo.
Jutro nastepna grupa:-)


P.S. czy na blogu da sie zamiescic dokumenty w wordzie, albo PDF? Bo tak sobie mysle, ze moglabym udostepnic opracowane przez siebie cwiczenia z angielskiego, jakby ktos chcial sie sprawdzic, powtorzyc cos, dac rodzenstwu, dzieciom, czy cos takiego.

czwartek, 12 lipca 2012

Galaretkowe - raz jeszcze, z przepisem

Jestem na diecie i nie powinnam nawet myslec o slodkosciach, ale wczoraj znalazlam pod starszym postem notatke od Miski z prosba o przepis. Jako ze jej post ma juz kilka ladnych dni i balam sie ze moja odpowiedz, lub nawet modyfikacja starego posta przejda niezauwazone, to zamieszczam przepis w nowym poscie, przepraszajac jednoczesnie, ze sie powtarzam:-)


Składniki
(na dużą tortownicę, ja na ogół robię na małej):
2 paczki długich biszkoptów,
6 galaretek w trzech kolorach
Owoce - świeże i puszkowane
Trochę masła do uszczelnienia tortownicy i przyklejenia biszkoptów do ścianek. 



Sposob przygotowania
1. Dzień wcześniej szykuję część owoców: mrożę truskawki, winogrona oraz pokrojone na drobne kawałki brzoskwinie i ananasy z puszki, uważając żeby się nie posklejały. Nie jest to konieczne - po prostu przyspiesza proces tężenia. 
2. Szykuję galaretki, ale z mniejszą ilością wody i czekam żeby zaczynały tężeć.
3. Szykuję i kroje świeże owoce, które chcę użyć, np banany - ich się nie mrozi.
4. Smaruję tortownicę tłuszczem, zatykając wszystkie nieszczelności i układam biszkopty, pierw ścianki, potem dno, Przycinajac do rozmiaru
5. Szykuję owoce do ozdobienia - jeżeli wiesz, że torcik zostanie zjedzony szybko, to nieważne, ale jeżeli ma leżeć w lodówce dwa-trzy dni to warto zanużyć owoce do dekoracji na moment w galaretce.
6. Wykładam pierwszą warstwę owoców - najlepiej same mrożone, to galaretka zetnie się momentalnie, zalewam tężejącą galaretką.
7.Po stężeniu galaretki powtarzam akcję z kolejnymi warstwami, a później dekoruję i czekam kilka godzin przed podaniem - by galaretka dobrze stężała, a owoce w środku rozmroziły się.
Jezeli chcesz udekorowac bita smietana, to przed samym podaniem.

A tu wiecej zdjec, robiac ten torcik nie czekalam by galaretka zaczela tezec i dlatego biszkopty sa przesiakniete. Torcik wyglada wtedy ladniej i nie ma szansy ze biszkopty beda odpadac, ale jest to tez ryzykowne, bo moga sie zaczac lamac, jesli napuchna za bardzo:

środa, 11 lipca 2012

Fragile

Tak sie zastanawiam, czy oklejenie paczki tasma z czerwonym napisem 'Fragile' nie dziala przypadkiem na panow kurierow i pracownikow sortowni jak plachta na byka.
Wyslalam mamie paczke, zapakowalam tak, ze teoretycznie nawet jajko nie powinno sie stluc, a po otwarciu okazalo sie ze czesc zawartosci byla niezle wgnieciona, jakby z jednego boku ktos tej paczce niezle przywalil. Mamie udalo sie jakos zniwelowac szkody, ale zlosc pozostala - bo zeby uszkodzic metalowy przedmiot, opakowany w babelki, steropian, karton i kilka warstw papieru pakowego, to trzeba to bylo chyba zrobic celowo.
Reszta rzeczy - przede wszystkim smakolyki dla mamy i kota doszly bez problemu. Mama 'zaatakowala' ze zdwojona energia galaretki 'York Fruits' i owoce w zalewie budyniowej Dole'a, a paskud rozpoczal niszczycielskie dzialania od jogurtow rybnych i kurczakowych:-)))

sobota, 7 lipca 2012

Szowinista:-)

Miejsce Akcji:

Lekcja. 

Uczniowie: początkujący płci obojga

Cel: przygotowanie do egzaminu

Przebieg Zbrodni:-)

Egzamin sprawdza głównie płynność wypowiedzi. W tym celu sprawdzam znane słownictwo i w jaki sposób uczniowie je wykorzystują. Poprawiam błędy i wprowadzam nowe słowa i wyrażenia. 

Temat lekcji: Household - gospodarstwo domowe. 

W pewnym momencie, po opisaniu przedmiotów w podręczniku, zadaję pytanie: "What else should you have in the kitchen?" (co jeszcze powinieneś mieć w kuchni?)

Uczniowie pracowicie i w skupieniu wymieniają:

      • Kettle 
      • Slow-cooker
      • Coffee machine
      • Toaster
      • Microwave
I tak dalej, do łyżek i patelni włącznie. W pewnym momencie do wyliczanki dołącza się Abdul i mówi: 
      • Chip pan
      • 1 woman:-)
Widzę, że facet się śmieje, oczy ma uchachane z udanego żartu, tym bardziej że Shaheen, jedyna kobieta na sali, odwróciła się w jego stronę z mordem w oczach. Słowo daję, gdyby wzrok mógł zabijać, to Abdulowi nie pomógł by żaden lekarz:-)
Ja ze śmiechu o mało nie spadłam z krzesła:-) chociaż nie wiem, czy bardziej rozśmieszył mnie Abdul czy Shaheen.  Poradziłam tylko Abdulowi, żeby nie wyskakiwał z takim żartem na egzaminie, jeżeli asesorem będzie kobieta:-) 
Shaheen uspokajała się przez następne dziesięć minut:-)

piątek, 6 lipca 2012

deszcz

Nie, nie pada. 
Leje. 
Dwie minuty na przystanku i można mnie było wyżymać:-)
Samochody wzbijały fontanny wody. I nie dlatego, że chciały kogoś ochlapać, ale dlatego bo nie mają innego wyjścia. 
Nie chciałam iść dzisiaj do pracy. Po pierwsze, mam pod górkę, a więc szłam pod prąd spływającego strumienia, a po drugie - w pracy przecieka dach, czyli pierwsza rzecz, która mnie czekała, to taniec z mopem:-)
W pewnym momencie deszcz przybrał na sile i z tyłu autobusu usłyszałam swojskie: "Ku..a, ja pier...ę":-)
Nienawidzę tego przekleństwa. Zawsze jak je słyszę u znajomych to się pytam: kogo? Niektórzy, a zwłaszcza niektóre, a w szczególności singielki, się obrażają:-)
Ostatnio jednakże współlokatorka zaskoczyła mnie ciętą ripostą: "ja -nikogo,  to ja jestem pierd......na". 
Nie sposób się nie roześmiać, chociaż ogólnie to nie cierpię postępującej wulgaryzacji języka. Jak tak dalej pójdzie, to będziemy mogli wyrzucić ze słownika połowę czasowników i zastąpić je tak jak na poniższym demotywatorze:

Sama czasem zaklnę, ale nie nadużywam.
Uwielbiam słowa, uwielbiam się nimi bawić, wczytywać w książki nafaszerowane pięknymi słowami, jak keks bakaliami. Dlaczego ludzie odbierają językowi piękno i różnorodność przez zastępowanie wielu wyrazów wulgaryzmami. Nie rozumiem. 
 
Cała Anglia wyglada podobnie, a w ciągu dwóch dni spadło tyle deszczu, co na ogół w dwa miesiące
Kończę pracę. Czeka mnie deszczowy powrót do domu... Ale bez przeklinania:-)

środa, 4 lipca 2012

Big Mistake

Chyba wreszcie zacznę się uczyć na błędach. Chociaż stanowczo wolałabym na cudzych niż na swoich:-)
Dobra rada dla osób na diecie: nigdy nie chodźcie do kina w dzień premiery, szczególnie jeśli jest to akurat ta cholerna Orange Wednesday i wiesz, że kino będzie wypchane po brzegi.
Wszyscy wokół Ciebie coś jedzą, chrupią, mlaskają. Widzisz i czujesz zapach popcornu, hotdogów, nachos z papryczkami jalapenos, para przed Tobą ma po ogromnym deserze lodowym z bitą śmietaną, a kilka foteli dalej siedzi facet siorbiący przez słomkę Twoje ulubione slush puppy...
Ale dzisiaj najbardziej jakoś przeszkadzał mi gość zajadający się nachos z jalapenos. Zapach marynowanych papryczek dobiegał bez problemu do mojego fotela, kusząc i wabiąc.
Przez pół filmu myślałam tylko o nachos z jalapenos.
Cholera, ja nadal o nich myślę...

Recenzja "Spidermana" innym razem, jak obejrzę przy pustej sali, coby się tymi wszystkimi mlaskaczami nie rozpraszać.
;-)


M Cieslik

oops...