Weterynarz skreślił Geralta już na jesieni, chciał Go już usypiać. Przez zimę Geralt jednak jakoś przebidował, miał raz ściąganą wodę z płucek, tabletki przemycane w specjalnie przywożonych przeze mnie z Anglii kocich jogurcikach. Schudł przeraźliwie, z ciężkiego jak diabli kocura zrobił się szkielecik obciągnięty skórą. Na Wielkanoc, wet potwierdził smutną diagnozę, powiedział, że to kwestia tygodni, może miesięcy.
Ale, kto wie... Mała zadziorna duszyczka siedzi w tym Paskudzie :-) już jakiś tydzień czy dwa temu mama raportowała, że przytył, że żywszy jakiś. A dziś...
Dzisiaj pękam z dumy! Mój koci emeryt upolował dzisiaj mysz!
Nie pytajcie skąd mysz w mieszkaniu, pewnie wlazła podczas mycia okien, lub wietrzenia, bo Geralt już przecież nie wychodzi.
Mama nie podziela mojego entuzjazmu, bo musiała sprzątać truchełko, ale po namyśle przyznała mi rację, że lepsza mysz martwa, niż żywa biegająca po domu:-)
Tak więc Geralt pokazał na co go stać i że jeszcze nie należy go opłakiwać:-)
Kochany kocio, dzielny.
OdpowiedzUsuńOby tylko nie cierpiał.
Na razie chyba nie cierpi; owszem, ciężej oddycha, ale chyba go nie boli, bo zachowuje się normalnie :-)
UsuńDzielny Geralt. :)
OdpowiedzUsuńA co właściwie weteerynarz u niego zdiagnozował?
Wet powiedział, że w płuckach są zmiany rakowe. trochę to się czuję winna, bo my z mamą obie eks-palaczki, zadymiałyśmy chałupę, a Geralt nie miał wyjścia i w tym siedział :-(
UsuńNooo, to się nazywa bohater :)
OdpowiedzUsuńGeralt Wam jeszcze niejedną niespodziankę zrobi. Imię zobowiązuje [mam skojarzenia tylko z "Wiedźminem" :)].
bohater całą gębą :-)
UsuńA ja akurat jak dostałam Geralta, to byłam na etapie czytania Wiedźmina wręcz nałogowo, więc tak jakoś wyszło :-) Rozważane było "Jabba" :-)
Zawsze mógł zostać Jaskrem...
Usuń