Chciałam się usprawiedliwić z długiej nieobecności na blogu.
Otóż
dopadła mnie, niech będzie że choroba. 'Choroba' owa objawia się
rozkojarzeniem, gwałtownymi zmianami nastroju, niemożnością
skoncentrowania się na tym co się robi, problemami z zasypianiem,
myśleniem 'a co by było gdyby?', 'a co On sobie o mnie pomyśli?', itp,
no, totalną głupawką.
Jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, to ja sie
po prostu zakochałam.
Nie sądziłam, że jest to możliwe, w końcu mam lat
37 i, chcecie to wierzcie, nie chcecie - nie wierzcie, w życiu nie byłam
zakochana i sądziłam, że coś takiego nie istnieje. Od zawsze, jak
patrzyłam na innych popełniających głupstwa w imię zakochania, to nie
wierzyłam i nie rozumiałam, sądząc że to wymysły, fanaberie, względnie
próba usprawiedliwienia totalnego skretynienia.
A tu masz babo
placek - dopadło i mnie. I to jak! Jakbym czymś ciężkim dostała przez
łepetynę. W związku z tym od paru miesięcy chodziłam jak w amoku. Na
początku jeszcze się trzymałam. Obiekt Westchnień był w związku, a ja
nie jestem totalną idiotką i małpą - trzymałam dystans i miałam
nadzieję, że się wyleczę. Ale potem nastąpiło Zerwanie. Facet chodził
jak struty, a ja zaczęłam powoli kombinować. Miał we mnie oparcie we
wszystkim - gotowanie, pranie, spędzanie czasu razem, wysłuchiwanie
żali. Nawet po przyjacielsku mieszkałam u niego przez dwa tygodnie
(spałam we własnym łóżku) - remont u mnie ;-)
I tak jakoś się zaczęło - niby nic, a jednak coś tam zaiskrzyło.
Nawet przez moment groziło mi, że nie będę już dłużej 'happily single', ale niestety - nic się z tego nie wyklarowało.
Próbowałam
się 'leczyć' - umówiłam się parę razy na randki (chwała temu, co
wymyślił serwisy randkowe), ale wszystkich kandydatów porównywałam z
Obiektem Westchnień i nic z tego nie wyszło. Tymbardziej, że Obiektowi
Westchnień włączał się syndrom 'psa ogrodnika' i na dzień przed
zapowiedzianymi randkami był zawsze nad wyraz uwodzicielski i słodki. Po
kolejnej nieudanej randce wszystko wracało do normy, czyli przyjaźni
;-) Innymi słowy, pozwoliłam, by mną manipulowano i parę razy zachowałam
się jak totalna idiotka.
I nadal jestem single, ale już nie 'happily single'.
Wiem
dzisiaj, że nic z tego nie będzie. Wiem, że muszę się jakoś odkochać i
wyleczyć. Sytuację komplikuje fakt, że widzę Obiekt Westchnień
codziennie i nic się na to nie poradzi.
Mogłabym spróbować się
poumawiać z innymi facetami i próbować 'klin klinem', ale to chyba nie w
moim stylu, poza tym, jak na razie nie działało. Mogłabym zamordować
Obiekt Westchnień i zakopać w piwnicy, ale strasznie dużo z tym roboty.
Wymyślanie, jaki to On jest okropny i jakie ma wady nie działa zupełnie.
Nadal nie wiem co robić. Musze tylko robic dobra mine do zlej gry:
Nic dodać, nic ująć: stara, a głupia :-(
Małgosiu...:-)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, co napisać. Czy zazdrościć Ci tych emocji, które poruszają, czy współczuć braku wzajemności...
Kto wie, jeszcze może być różnie.
Trzymaj się, to niełatwe!
jesli wspolczuc, to glupoty :-( zakochanie w moim wieku, okropnosc, na prawde myslalam, ze jestem odporna ;-)
UsuńMiłość nigdy nie jest głupia! Ale współczuję,że tak się potoczyło!I obyś trafiła jeszcze raz, a skutecznie!
OdpowiedzUsuńTo jezeli milosc nie jest glupia, to dlaczego ja sie od kilku miesiecy zachowuje jak totalna idiotka? :-(
Usuńoj Ty Ty, i nic nam nie pisałaś "w trakcie" tylko o dietach, ja Ci dam! Zakochanie jest fajnym stanem, tylko potem wymaga to trochę czasu, dasz radę, ściskam!
OdpowiedzUsuńNie pisalam, bo mi wstyd bylo, ze tak zglupialam na stare lata ;-) i nadal mi wstyd, ale musialam to z siebie wyrzucic - tym bardziej, ze obiecalam sobie, ze nie bede plakac, chocby nie wiem co
UsuńMasz prawo zgłupieć , a jak się z tego wyplątać ?
OdpowiedzUsuńCzas , czas to zrobi,
a najlepiej się wynieść stamtąd w inne miejsce...
Tez myslalam nad wyprowadzka, ale na razie nie znalazlam niczego rownie przystepnego, poza tym, oprocz Obiektu Westchnien mieszka tam trojka fajnych ludzi, ktorych lubie. Poza tym, jako idiotka do kwadratu, ja caly czas mam nadzieje ... :-(
UsuńAni głupia ani stara. To po pierwsze. Miłość nie wybiera. Każdy ma prawo się zakochać. Ja powiem tak. Przez ponad rok się broniłam... tzn od zeszłego roku. I niedawno sobie uświadomiłam, że też jestem zakochana. Dlatego między innymi rozpadł się mój związek.
OdpowiedzUsuńNie mogla wybrac kogos bardziej przystepnego i mniej pokreconego? Albo kogos, kto okazal by wzajemnosc? To ja juz chyba naprawde wolalam moj 'happily single' stan umyslu :-(
UsuńCieszyć się a nie smucić :)
OdpowiedzUsuńJak coś zaiskrzyło, może jeszcze to coś pożar wzniecić... jak nie, trudno. Trzeba butem iskierkę zgasić - kiedy już but się znajdzie :D
na razie probuje na zasadzie 'przez zoladek do serca' ;-) salatka podobno byla 'absolutnie przepyszna' ;-)
UsuńWiem, że Ci ciężko i trudno czymkolwiek pocieszyć. Jedynie co, to czas, który leczy rany a i nie pokazuj po sobie smutku: uśmiechaj się na przekór wszystkiemu - nigdy nie wiesz kto w Twym uśmiechu się zakocha!
OdpowiedzUsuńPS zakopywanie zwłok w piwnicy logistycznie jest kłopotliwe... proponuję porzucić na mrowisku, pracowite mróweczki zrobią całą robotę :)
nie widziales naszej piwnicy ;-) nawet kopac by nie trzeba bylo, tylko dostawic scianke z cegiel przy jakims zakamarku. No i gdzie ja znajde jakies duze mrowisko?
Usuńco tam jak tam i dlaczego tak cicho?
OdpowiedzUsuńmam projekty do paru postow, ale nie moge sie na nich skoncentrowac, przez ten cholerny Obiekt Westchnien :-) a nie chcaialabym wszystkich zanudzac moimi zalami, ze sie zakochalam.
UsuńPoza tym, przyplatalo mi sie zapalenie krtani, wiec probuje sie leczyc, i tez mi to nie bardzo wychodzi, tym bardziej ze nie moge wziac wolnego, a moja robota to glownie mowienie :-(