Robie sobie kilka dni temu zakupy w polskim sklepie. Polskim jedynie z nazwy - wlasciciele to Kurdowie :-)
Podchodze do lady z zakupami, place, mowie dziekuje i widze ze sprzedawca sie nad czyms mocno zastanawia. Patrze pytajaco i slysze: "Can I ask you one question?"
No pewnie ze moze, wyjmuje sluchawki z uszu, co by lepiej slyszec i czekam.
Widac, ze facet nie bardzo wie co powiedziec i zastanawia sie. W koncu pytanie pada i brzmi mniej wiecej tak:
"-Some months ago there was a woman here doing shopping, she looked like you, but very fat?"
Widac, ze facet speszony, no bo to moze byc troche niegrzeczne w koncu zeby pytac o tusze, jeszcze klientke straci i co wtedy?
Co mialam robic? Usmiechnelam sie i potwierdzilam, ze tak to bylam ja.
"-Exercise?"
Na to odpowiedzialam, ze glownie dieta.
Facet sie usmiechnal, pochwalil, pogratulowal schudniecia :-)
Fajnie, jak nawet zupelnie obcy ludzie dostrzegaja zmiany na lepsze i potrafia czlowiekowi pogratulowac :-)
piątek, 14 grudnia 2012
czwartek, 6 grudnia 2012
pomidorki w ciescie
Czasem tak mam, ze zobacze gdzies jakis przepis i musze go wyprobowac.
Juz. Teraz. Natychmiast.
Nie mam odpowiednich naczyn? Nie szkodzi, kupi sie.
Nie mam polowy skladnikow?
Schodze trzy supermarkety i kilka sklepikow po drodze, a w najgorszym przypadku zastosuje zamienniki.
Zupelnie nie zgadza sie z zalozeniami mojej diety - raz mozna zgrzeszyc, a poza tym, znajda sie jakies ofiary do wyprobowania moich kulinarnych zapedow ;-)
Tak bylo i tym razem, chociaz nie az tak dramatycznie, jako ze tylko musialam dokupic naczynka zaroodporne (to znaczy nie musialam, bo cos by sie tam znalazlo, ale chcialam :-) i dokupic pomidorkow (ktore i tak bym kupila, ale w mniejszych ilosciach)
Przepis znalazlam na YouTube, o tutaj:
W ramach moich wlasnych modyfikacji dodalam proszku do pieczenia,zeby ciasto bylo pulchniejsze, a zamiast swiezej bazylii dodalam bazylie i oregano w proszku (nie moglam sie powstrzymac przed dodaniem oregano - jestem fanka akurat tej przyprawy) No i jeszcze pieklam kilka minut dluzej niz w przepisie :-)
A tak wygladal produkt gotowy w moim wykonaniu:
wyszlo piec miseczek, ale piata byla nie od kompletu, wiec nie zasluzyla na pobyt na zdjeciu :-)
Smakuje rewelacyjnie, zarowno na cieplo, jak i na zimno. Smakowalo wszystkim, ktorzy sie zalapali.
Na drugi dzien, jak ciasto nie jest juz takie swieze, to daje sie bardzo ladnie wyjac z foremki. Moge na prawde goraco polecic. Proste i szybkie w wykonaniu i rewelacyjnie wyglada :-)
Przepisu nie podaje, bo bardzo fajnie wyjasniony na filmiku :-)
Juz. Teraz. Natychmiast.
Nie mam odpowiednich naczyn? Nie szkodzi, kupi sie.
Nie mam polowy skladnikow?
Schodze trzy supermarkety i kilka sklepikow po drodze, a w najgorszym przypadku zastosuje zamienniki.
Zupelnie nie zgadza sie z zalozeniami mojej diety - raz mozna zgrzeszyc, a poza tym, znajda sie jakies ofiary do wyprobowania moich kulinarnych zapedow ;-)
Tak bylo i tym razem, chociaz nie az tak dramatycznie, jako ze tylko musialam dokupic naczynka zaroodporne (to znaczy nie musialam, bo cos by sie tam znalazlo, ale chcialam :-) i dokupic pomidorkow (ktore i tak bym kupila, ale w mniejszych ilosciach)
Przepis znalazlam na YouTube, o tutaj:
A tak wygladal produkt gotowy w moim wykonaniu:
wyszlo piec miseczek, ale piata byla nie od kompletu, wiec nie zasluzyla na pobyt na zdjeciu :-)
Smakuje rewelacyjnie, zarowno na cieplo, jak i na zimno. Smakowalo wszystkim, ktorzy sie zalapali.
Na drugi dzien, jak ciasto nie jest juz takie swieze, to daje sie bardzo ladnie wyjac z foremki. Moge na prawde goraco polecic. Proste i szybkie w wykonaniu i rewelacyjnie wyglada :-)
Przepisu nie podaje, bo bardzo fajnie wyjasniony na filmiku :-)
sobota, 24 listopada 2012
22 going on 14 :-)
A oto moja para dżinsów z przed pół roku i czarne spodnie kupione dzisiaj.
Opakowanie polopiryny, dołączone by wykazać rzeczywistą różnicę ma 105 mililitrów długości. Przede mną jeszcze długa droga, zwłaszcza z doprowadzeniem sylwetki do ładu, ale pomyślałam, że pochwalę się pierwszymi spodniami w rozmiarze 14 :-)
Opakowanie polopiryny, dołączone by wykazać rzeczywistą różnicę ma 105 mililitrów długości. Przede mną jeszcze długa droga, zwłaszcza z doprowadzeniem sylwetki do ładu, ale pomyślałam, że pochwalę się pierwszymi spodniami w rozmiarze 14 :-)
czwartek, 22 listopada 2012
sorowka z pomidorow
Nie jest to przepis, tylko sposob podania. Lubie jak jedzenie ladnie wyglada na talerzu :-)
Mialo byc dla kolegi, ale w koncu zjadlam sama ;-)
Mialo byc dla kolegi, ale w koncu zjadlam sama ;-)
środa, 31 października 2012
stara, a głupia
Chciałam się usprawiedliwić z długiej nieobecności na blogu.
Otóż dopadła mnie, niech będzie że choroba. 'Choroba' owa objawia się rozkojarzeniem, gwałtownymi zmianami nastroju, niemożnością skoncentrowania się na tym co się robi, problemami z zasypianiem, myśleniem 'a co by było gdyby?', 'a co On sobie o mnie pomyśli?', itp, no, totalną głupawką.
Jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, to ja sie po prostu zakochałam.
Nie sądziłam, że jest to możliwe, w końcu mam lat 37 i, chcecie to wierzcie, nie chcecie - nie wierzcie, w życiu nie byłam zakochana i sądziłam, że coś takiego nie istnieje. Od zawsze, jak patrzyłam na innych popełniających głupstwa w imię zakochania, to nie wierzyłam i nie rozumiałam, sądząc że to wymysły, fanaberie, względnie próba usprawiedliwienia totalnego skretynienia.
A tu masz babo placek - dopadło i mnie. I to jak! Jakbym czymś ciężkim dostała przez łepetynę. W związku z tym od paru miesięcy chodziłam jak w amoku. Na początku jeszcze się trzymałam. Obiekt Westchnień był w związku, a ja nie jestem totalną idiotką i małpą - trzymałam dystans i miałam nadzieję, że się wyleczę. Ale potem nastąpiło Zerwanie. Facet chodził jak struty, a ja zaczęłam powoli kombinować. Miał we mnie oparcie we wszystkim - gotowanie, pranie, spędzanie czasu razem, wysłuchiwanie żali. Nawet po przyjacielsku mieszkałam u niego przez dwa tygodnie (spałam we własnym łóżku) - remont u mnie ;-)
I tak jakoś się zaczęło - niby nic, a jednak coś tam zaiskrzyło.
Nawet przez moment groziło mi, że nie będę już dłużej 'happily single', ale niestety - nic się z tego nie wyklarowało.
Próbowałam się 'leczyć' - umówiłam się parę razy na randki (chwała temu, co wymyślił serwisy randkowe), ale wszystkich kandydatów porównywałam z Obiektem Westchnień i nic z tego nie wyszło. Tymbardziej, że Obiektowi Westchnień włączał się syndrom 'psa ogrodnika' i na dzień przed zapowiedzianymi randkami był zawsze nad wyraz uwodzicielski i słodki. Po kolejnej nieudanej randce wszystko wracało do normy, czyli przyjaźni ;-) Innymi słowy, pozwoliłam, by mną manipulowano i parę razy zachowałam się jak totalna idiotka.
I nadal jestem single, ale już nie 'happily single'.
Wiem dzisiaj, że nic z tego nie będzie. Wiem, że muszę się jakoś odkochać i wyleczyć. Sytuację komplikuje fakt, że widzę Obiekt Westchnień codziennie i nic się na to nie poradzi.
Mogłabym spróbować się poumawiać z innymi facetami i próbować 'klin klinem', ale to chyba nie w moim stylu, poza tym, jak na razie nie działało. Mogłabym zamordować Obiekt Westchnień i zakopać w piwnicy, ale strasznie dużo z tym roboty.
Wymyślanie, jaki to On jest okropny i jakie ma wady nie działa zupełnie.
Nadal nie wiem co robić. Musze tylko robic dobra mine do zlej gry:
Nic dodać, nic ująć: stara, a głupia :-(
Otóż dopadła mnie, niech będzie że choroba. 'Choroba' owa objawia się rozkojarzeniem, gwałtownymi zmianami nastroju, niemożnością skoncentrowania się na tym co się robi, problemami z zasypianiem, myśleniem 'a co by było gdyby?', 'a co On sobie o mnie pomyśli?', itp, no, totalną głupawką.
Jeśli ktoś się jeszcze nie domyślił, to ja sie po prostu zakochałam.
Nie sądziłam, że jest to możliwe, w końcu mam lat 37 i, chcecie to wierzcie, nie chcecie - nie wierzcie, w życiu nie byłam zakochana i sądziłam, że coś takiego nie istnieje. Od zawsze, jak patrzyłam na innych popełniających głupstwa w imię zakochania, to nie wierzyłam i nie rozumiałam, sądząc że to wymysły, fanaberie, względnie próba usprawiedliwienia totalnego skretynienia.
A tu masz babo placek - dopadło i mnie. I to jak! Jakbym czymś ciężkim dostała przez łepetynę. W związku z tym od paru miesięcy chodziłam jak w amoku. Na początku jeszcze się trzymałam. Obiekt Westchnień był w związku, a ja nie jestem totalną idiotką i małpą - trzymałam dystans i miałam nadzieję, że się wyleczę. Ale potem nastąpiło Zerwanie. Facet chodził jak struty, a ja zaczęłam powoli kombinować. Miał we mnie oparcie we wszystkim - gotowanie, pranie, spędzanie czasu razem, wysłuchiwanie żali. Nawet po przyjacielsku mieszkałam u niego przez dwa tygodnie (spałam we własnym łóżku) - remont u mnie ;-)
I tak jakoś się zaczęło - niby nic, a jednak coś tam zaiskrzyło.
Nawet przez moment groziło mi, że nie będę już dłużej 'happily single', ale niestety - nic się z tego nie wyklarowało.
Próbowałam się 'leczyć' - umówiłam się parę razy na randki (chwała temu, co wymyślił serwisy randkowe), ale wszystkich kandydatów porównywałam z Obiektem Westchnień i nic z tego nie wyszło. Tymbardziej, że Obiektowi Westchnień włączał się syndrom 'psa ogrodnika' i na dzień przed zapowiedzianymi randkami był zawsze nad wyraz uwodzicielski i słodki. Po kolejnej nieudanej randce wszystko wracało do normy, czyli przyjaźni ;-) Innymi słowy, pozwoliłam, by mną manipulowano i parę razy zachowałam się jak totalna idiotka.
I nadal jestem single, ale już nie 'happily single'.
Wiem dzisiaj, że nic z tego nie będzie. Wiem, że muszę się jakoś odkochać i wyleczyć. Sytuację komplikuje fakt, że widzę Obiekt Westchnień codziennie i nic się na to nie poradzi.
Mogłabym spróbować się poumawiać z innymi facetami i próbować 'klin klinem', ale to chyba nie w moim stylu, poza tym, jak na razie nie działało. Mogłabym zamordować Obiekt Westchnień i zakopać w piwnicy, ale strasznie dużo z tym roboty.
Wymyślanie, jaki to On jest okropny i jakie ma wady nie działa zupełnie.
Nadal nie wiem co robić. Musze tylko robic dobra mine do zlej gry:
Nic dodać, nic ująć: stara, a głupia :-(
piątek, 19 października 2012
Znalezione w internecie:
A tutaj LINK
Milego weekendu!
Because no one likes a disorganized pile of kitties |
A tutaj LINK
Milego weekendu!
środa, 10 października 2012
kot w potrzebie?
Uwielbiam czytac piekielni.pl.
Czasami historie opisywane tam przez ludzi brzmia wrecz nieprawdopodobnie, ale zyje na tym swiecie juz na tyle dlugo, by wiedziec, ze wszystko sie moze zdarzyc.
Dzisiaj moja uwage przykula ta opowiesc:
Dziewczyna, moim zdaniem, brzmi autentycznie. Jezeli mozecie, to prosze, podajcie dalej, albo skontaktujcie sie z dziewczyna przez piekielnych i poradzcie jej co robic, bo szkoda i kota i narzeczonego :-) Link do historii znajduje sie pod obrazkiem.
Czasami historie opisywane tam przez ludzi brzmia wrecz nieprawdopodobnie, ale zyje na tym swiecie juz na tyle dlugo, by wiedziec, ze wszystko sie moze zdarzyc.
Dzisiaj moja uwage przykula ta opowiesc:
link do historii |
czwartek, 4 października 2012
Thumbs Up, please :-(
Zle wiadomosci na domowym froncie.
Geralt chory, byl moment, ze wet proponowal mamie uspienie.
Mama sie nie zgodzila i chyba dobrze, bo po serii zastrzykow jakos mu lepiej.
Wet powiedzial, ze niewydolnosc plucek, a przez to obciazone serducho. trzeba bedzie zrobic badania, czy nie ma zmian nowotworowych. Troche to nasza wina - regularne palaczki od zawsze i Paskud nawdychal sie cholera wie ile dymu :-( W przeciwienstwie do nas - nie mial wyboru.
Dodatkowo cos ma nie tak z nozka. Mama mowi, ze nie chce na niej chodzic, wygryzl sobie przy niej siersc do golego cialka, wet stwierdzil uszkodzenie nerwu i ze sie nic na to nie poradzi.
Z drugiej strony, to ja wiem, ze Geralt ma juz 13 lat i nalezy do grona kocich emerytow, ale zawsze mialam nadzieje, ze pozyje jak najdluzej. Ja widze go tylko raz czy dwa w roku, ale i tak pewnie wyplacze sobie oczy jak cos mu sie stanie. Nie wyobrazam sobie jednak, jak odejscie kota wplynie na moja mame; od osmiu lat Geralt jest jedyna zywa istota paletajaca sie jej pod nogami.
Zamartwiona Geraltem i zaplatana w jeszcze kilka innych spraw nie mialam nawet czasu pisac, mam nadzieje, ze ktos tu jeszcze zaglada. Jesli tak, to prosze, trzymajcie kciuki za mojego kota.
A ponizej galeria. Geralt w akcji :-)
Geralt chory, byl moment, ze wet proponowal mamie uspienie.
Mama sie nie zgodzila i chyba dobrze, bo po serii zastrzykow jakos mu lepiej.
Wet powiedzial, ze niewydolnosc plucek, a przez to obciazone serducho. trzeba bedzie zrobic badania, czy nie ma zmian nowotworowych. Troche to nasza wina - regularne palaczki od zawsze i Paskud nawdychal sie cholera wie ile dymu :-( W przeciwienstwie do nas - nie mial wyboru.
Dodatkowo cos ma nie tak z nozka. Mama mowi, ze nie chce na niej chodzic, wygryzl sobie przy niej siersc do golego cialka, wet stwierdzil uszkodzenie nerwu i ze sie nic na to nie poradzi.
Z drugiej strony, to ja wiem, ze Geralt ma juz 13 lat i nalezy do grona kocich emerytow, ale zawsze mialam nadzieje, ze pozyje jak najdluzej. Ja widze go tylko raz czy dwa w roku, ale i tak pewnie wyplacze sobie oczy jak cos mu sie stanie. Nie wyobrazam sobie jednak, jak odejscie kota wplynie na moja mame; od osmiu lat Geralt jest jedyna zywa istota paletajaca sie jej pod nogami.
Zamartwiona Geraltem i zaplatana w jeszcze kilka innych spraw nie mialam nawet czasu pisac, mam nadzieje, ze ktos tu jeszcze zaglada. Jesli tak, to prosze, trzymajcie kciuki za mojego kota.
A ponizej galeria. Geralt w akcji :-)
Geralt prosi o smakolyki ze stolu (ta niebieska tubka, ktorej fragment widac na stole) |
Tu wyglada jak nowe wcielenie Al Capone. Po prostu gangster :-) |
cos slysze... czyzby druga Pani otwierala saszetke w kuchni? |
Sam sobie winien - trzeba sie nie bylo szlajac po zapchlonych piwnicach :-) |
z cyklu: patrzcie i podziwiajcie :-) |
z cyklu: spiacy krolewicz :-) |
probujemy cosik wypatrzyc za oknem :-) |
na kaloryferze: bo kotu musi byc cieplo :-) |
na dworzu, pod balkonem, wieeeki temu |
z cyklu: patrzcie i podziwiajcie :-) |
ten sam kaloryfer, tylko z drugiej strony i na kocyku, podobno jeszcze moim, z wozeczka :-) |
z cyklu: patrzcie i podziwiajcie :-) |
glupia pani polozyla zarcie na krzesle, zamiast na swoim miejscu, zeby moc pstryknac zdjecie :-) |
to na oparcie fotela sie nie wchodzi? |
test nowej drabinki przed wystawieniem za balkon :-) |
spiacy jestem, a ta glupia baba lata za mna z aparatem, diabli by ja wzieli :-) |
To co ze mialas wieszac firanki i po to rozlozylas drabinke? Teraz JA na niej leze. Firanki powiesisz jak mi sie znudzi. Jesli mi sie znudzi. |
jakis problem? ze swiezo uprane? no jasne, ze swiezo uprane glupia babo, przeciez na brudnych bym nie lezal... |
piątek, 31 sierpnia 2012
prasowanie, szafy i koty
Jakos nie mam ostatnio na nic czasu... nawet na blog :-)
A jest to dziwne, zwazywszy, ze znowu spie po cztery, czasem piec godzin na dobe.
Tylko ze ostatnio dopadlo mnie zaciecie do porzadkow i ukladania, a co najgorsze - do prasowania. W miniona sobote i niedziele uprasowalam wszystkie swoje ubrania i posciel :-)
Wariactwo prasowania ma zwiazek z tym, ze udalo mi sie wreszcie kupic nowa szafe. Dokladnie taka jaka przegapilam w promocji jakis czas temu, tylko ze czarna. O tutaj o tym pisalam. Nawet promocja byla lepsza, bo wtedy jesli pamietam to zaplacilabym jakies £34, a teraz £28 :-)
Jak zobaczylam promocje w Argosie, to tylko trzeba bylo wybrac sklep, zarezerwowac i odebrac. I tu tez pojawil sie problem. Szafa dostepna byla jeszcze tylko w jednym, jedynym sklepie w calym West Yorkshire, i to dosyc daleko od Wakefield, ale sie udalo :-)
Jakies dwie czy trzy godzinki zajelo skrecenie jej, w recenzjach inni uzytkownicy napisali, ze skrecanie strasznie trudne i skomplikowane, a tu sie okazalo, ze po prostu trzeba uwazac i bardzo dokladnie przeczytac instrukcje :-) Widocznie czytanie ze zrozumieniem i zrobienie czegos tak jak stoi na obrazkach jest zadaniem przekraczajacym umiejetnosci przecietnego klienta Argosa ;-)
Jedyny problem mialam z naciagnieciem materialu, bo szafa wysoka na dwa metry, a trzeba to bylo robic z dwoch koncow jednoczesnie, ale poradzilam sobie jakos :-)
W zwiazku z tym wszystkie ciuchy, ktore gniotly sie do tej pory w jednej szafie, a czesciowo poupychane byly w pudlach moga sobie swobodnie wisiec na wieszakach :-)
Wszystkie elegancko uprasowane (z dzinsami wlacznie - wiem, to juz przesada), a ja rano nie musze sie martwic, ze bluzka czy spodnie, ktore chce zalozyc powinny przywitac sie z zelazkiem.
Ja to nazywam lenistwem postepowym - owszem, spedzilam dwa dni przy desce do prasowania, ale teraz na trzy tygodnie moge zapomniec o istnieniu zelazka :-)
W pracy jestem zajeta jak diabli - naczalstwo nie uwaza za stosowne, by zatrudnic kogos do recepcji na miejsce I., wiec pracuje za dwoje, ale oczywiscie za pojedyncza pensje :-(
Czasami dla relaksu zagladam na Piekielni.pl i dzis usmialam sie czytajac ponizsza historyjke:
Uwielbiam koty:-) I ich wlascicieli :-)
Wlasciciele kotow maja na ogol swieta cierpliwosc, cholerny optymizm i bardzo specyficzne poczucie humoru :-)
Znam juz prawie wszystkie koty w sasiedztwie, a one znaja mnie i co najwazniejsze, chyba mnie lubia :-)
Pare tygodni temu, czekalam sobie spokojnie na przystanku, a tu nagle na murek wskoczyl kot, pierwszy raz go na oczy widzialam, i zaczal sie lasic i miauczec, coby poglaskac :-) Niestety podjechal autobus, a ze nastepny mialam za pol godziny, to sesje miziania kota trzeba bylo przerwac :-(
Ale zdjecie zwierzakowi zrobilam :-)
Oto ono:
Odchudzanie mi na razie przestalo isc, ale nie tyje - mimo ze mam niesamowity apetyt :-) Bogu dziekowac, nie ciagnie mnie do slodyczy, ale sera zoltego w co najmniej dziesieciu odmianach moglabym jesc bez ograniczen :-)
Chyba zmienie diete, ale nie wiem jeszcze na co. Moze sprobuje Dukana, ktos ma jakies opinie i pomysly?
A jest to dziwne, zwazywszy, ze znowu spie po cztery, czasem piec godzin na dobe.
Tylko ze ostatnio dopadlo mnie zaciecie do porzadkow i ukladania, a co najgorsze - do prasowania. W miniona sobote i niedziele uprasowalam wszystkie swoje ubrania i posciel :-)
Wariactwo prasowania ma zwiazek z tym, ze udalo mi sie wreszcie kupic nowa szafe. Dokladnie taka jaka przegapilam w promocji jakis czas temu, tylko ze czarna. O tutaj o tym pisalam. Nawet promocja byla lepsza, bo wtedy jesli pamietam to zaplacilabym jakies £34, a teraz £28 :-)
Jak zobaczylam promocje w Argosie, to tylko trzeba bylo wybrac sklep, zarezerwowac i odebrac. I tu tez pojawil sie problem. Szafa dostepna byla jeszcze tylko w jednym, jedynym sklepie w calym West Yorkshire, i to dosyc daleko od Wakefield, ale sie udalo :-)
Jakies dwie czy trzy godzinki zajelo skrecenie jej, w recenzjach inni uzytkownicy napisali, ze skrecanie strasznie trudne i skomplikowane, a tu sie okazalo, ze po prostu trzeba uwazac i bardzo dokladnie przeczytac instrukcje :-) Widocznie czytanie ze zrozumieniem i zrobienie czegos tak jak stoi na obrazkach jest zadaniem przekraczajacym umiejetnosci przecietnego klienta Argosa ;-)
Jedyny problem mialam z naciagnieciem materialu, bo szafa wysoka na dwa metry, a trzeba to bylo robic z dwoch koncow jednoczesnie, ale poradzilam sobie jakos :-)
W zwiazku z tym wszystkie ciuchy, ktore gniotly sie do tej pory w jednej szafie, a czesciowo poupychane byly w pudlach moga sobie swobodnie wisiec na wieszakach :-)
Wszystkie elegancko uprasowane (z dzinsami wlacznie - wiem, to juz przesada), a ja rano nie musze sie martwic, ze bluzka czy spodnie, ktore chce zalozyc powinny przywitac sie z zelazkiem.
Ja to nazywam lenistwem postepowym - owszem, spedzilam dwa dni przy desce do prasowania, ale teraz na trzy tygodnie moge zapomniec o istnieniu zelazka :-)
W pracy jestem zajeta jak diabli - naczalstwo nie uwaza za stosowne, by zatrudnic kogos do recepcji na miejsce I., wiec pracuje za dwoje, ale oczywiscie za pojedyncza pensje :-(
Czasami dla relaksu zagladam na Piekielni.pl i dzis usmialam sie czytajac ponizsza historyjke:
Uwielbiam koty:-) I ich wlascicieli :-)
Wlasciciele kotow maja na ogol swieta cierpliwosc, cholerny optymizm i bardzo specyficzne poczucie humoru :-)
Znam juz prawie wszystkie koty w sasiedztwie, a one znaja mnie i co najwazniejsze, chyba mnie lubia :-)
Pare tygodni temu, czekalam sobie spokojnie na przystanku, a tu nagle na murek wskoczyl kot, pierwszy raz go na oczy widzialam, i zaczal sie lasic i miauczec, coby poglaskac :-) Niestety podjechal autobus, a ze nastepny mialam za pol godziny, to sesje miziania kota trzeba bylo przerwac :-(
Ale zdjecie zwierzakowi zrobilam :-)
Oto ono:
Odchudzanie mi na razie przestalo isc, ale nie tyje - mimo ze mam niesamowity apetyt :-) Bogu dziekowac, nie ciagnie mnie do slodyczy, ale sera zoltego w co najmniej dziesieciu odmianach moglabym jesc bez ograniczen :-)
Chyba zmienie diete, ale nie wiem jeszcze na co. Moze sprobuje Dukana, ktos ma jakies opinie i pomysly?
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Muzycznie
Odkad pamietam, mialam straszne problemy by sie z jakimikolwiek znajomymi zgrac 'muzycznie'. To sluchalam muzyki klasycznej, to zbyt ciezkiej, to jakiejs takiej niedzisiejszej, niemodnej, czy cos takiego...
I tak mi zostalo, tylko ze teraz przestalam sie przejmowac, a jednoczesnie zrobilam sie troche bardziej tolerancyjna jesli idzie o muzyke, ktorej sluchaja znajomi (chociaz znajomi jak slysza na jednej playliscie w telefonie Iron Maiden, Edith Piaf, Fogga, Megadeth, Pavarottiego, the Sweet i Wysockiego, to jakos tez dziwnie na mnie patrza).
Ale nadal najchetniej slucham muzyki w samotnosci, nawet tej pozornej samotnosci, na miescie, ze sluchawkami w uszach.
Przesiaduje godzinami na YouTube i wyszukuje nowych (lub bardzo starych) wykonawcow, zespoly. Odkrylam w ten sposob mnostwo ciekawych grup, o ktorych istnieniu inaczej nie mialabym pojecia, takich jak Sirenia, Dark Princess (rosyjski rock - swietna), Phantom Blue czy Adastreia.
Tak tez natrafilam na stosunkowo mlody zespol, z pochodzenia finski, ale jeden album nagraly po angielsku, no i zakochalam sie w muzyce. Moge dziewczyn sluchac caly czas. Nie sa to jakies ciezkie brzmienia, ale nie jest to tez popowa papka serwowana nam przez stacje radiowe i telewizyjne. Kazdemu, kto lubi muzyke troszke niekonwencjonalna i nie zawsze popularna i niekoniecznie lubiana przez masy goraco polecam:
I tak mi zostalo, tylko ze teraz przestalam sie przejmowac, a jednoczesnie zrobilam sie troche bardziej tolerancyjna jesli idzie o muzyke, ktorej sluchaja znajomi (chociaz znajomi jak slysza na jednej playliscie w telefonie Iron Maiden, Edith Piaf, Fogga, Megadeth, Pavarottiego, the Sweet i Wysockiego, to jakos tez dziwnie na mnie patrza).
Ale nadal najchetniej slucham muzyki w samotnosci, nawet tej pozornej samotnosci, na miescie, ze sluchawkami w uszach.
Przesiaduje godzinami na YouTube i wyszukuje nowych (lub bardzo starych) wykonawcow, zespoly. Odkrylam w ten sposob mnostwo ciekawych grup, o ktorych istnieniu inaczej nie mialabym pojecia, takich jak Sirenia, Dark Princess (rosyjski rock - swietna), Phantom Blue czy Adastreia.
Tak tez natrafilam na stosunkowo mlody zespol, z pochodzenia finski, ale jeden album nagraly po angielsku, no i zakochalam sie w muzyce. Moge dziewczyn sluchac caly czas. Nie sa to jakies ciezkie brzmienia, ale nie jest to tez popowa papka serwowana nam przez stacje radiowe i telewizyjne. Kazdemu, kto lubi muzyke troszke niekonwencjonalna i nie zawsze popularna i niekoniecznie lubiana przez masy goraco polecam:
Indica:
piątek, 10 sierpnia 2012
words that hurt...
Caly tydzien bylam w rewelacyjnym humorze. Po pierwsze,
zaczelam cwiczyc i dobrze sie z tym czuje. Nie daje jeszcze rady zrobic pompek,
ale ku wlasnemu zdziwieniu daje rady robic brzuszki. Przestalam sie meczyc przy
podejsciach pod gorke, nawet jak ide marszem, a gorka jest stroma. W poniedzialek,
w drugim biurze firmy, w ktorym nie bylam od lat, dwie osoby mnie nie
rozpoznaly :-) We wtorek, po raz drugi w ciagu ostatniego miesieca
poproszono mnie o dowod jak kupowalam napoje wyskokowe :-) a jak zaczelam
wyjasniac, ze mogliby podwoic limit, a ja jeszcze bym sie spoko zalapala, to mi
pani w sklepie powiedziala ze bardzo mlodo wygladam i mam mloda cere :-) ale dowod nadal musialam pokazac :-)
Dzisiaj wreszcie waga wskazala 90kg. Czyli od 25 czerwca,
kiedy to waga wskazywala 106.9 udalo mi sie schudnac 16.9kg. Jezeli zalozymy,
ze chce dobic do 70kg, to jesli mnie moja matematyka nie zawodzi (a jak zawodzi
to prosze o poprawienie), to mam za soba 45% diety. Zdaje sobie oczywiscie
sprawe, ze teraz sie zaczna schody, ale staram sie tym nie przejmowac :-)
Ale...
Zawsze musi byc jakies ale...
Zadzwonilam do mamy, zeby sie pochwalic 90kg na wadze. Nasza
rozmowa wygladala mniej wiecej tak:
-
Ja sie chcialam pochwalic, ze wreszcie dobilam
do 90
-
Jak to?
-
No, waga wskazuje dokladnie 90kg. Dziewiec,
zero, przecinek, zero!
-
O, to dobrze.
-
No to jestem prawie na polmetku, teraz bedzie
gorzej bo musze dobic do celu, czyli siedemdziesieciu.
-
Wystarczy do osiemdziesieciu, do
siedemdziesieciu ci sie nie uda.
-
Mama, jak mozesz mi mowic takie rzeczy, ty mnie
powinnas wspierac.
-
No ale nigdy ci sie do tej pory nie udalo, tyle
razy bylas na diecie.
-
Ale nie powinnas mi mowic takich rzeczy, to ma
byc z twojej strony motywacja?
-
No moze nie powinnam, ale mowie jak mysle.
W tym momencie podziekowalam mamie za to, ze uwaza mnie za
nieudacznika, wymowilam sie obowiazkiem powrotu do pracy, zakonczylam rozmowe i
rozplakalam sie.
Moze przesadzam, ale nie rozumiem, jak mozna cos takiego
powiedziec wlasnej corce. I najgorsze, ze mama nie widzi z tym problemu, uwaza
ze wolno jej mowic co chce, bo ma 74 lata i na starosc wolno jej wszystko, bo,
jak sama mowi ‘niedlugo i tak umrze’. Czyli ja nie moge miec o nic pretensji,
bo niby, wpedzam ja do grobu.
Kocham moja mame i uwazam, ze jest wspaniala osoba i ze
miala ciezkie zycie z moim tata i przede wszystkim z jego rodzina, ale tego
typu teksty z jej strony po prostu mnie rozwalaja. Nie jest to pierwszy tekst
tego typu, ani zapewne ostatni. Tyle razy klocilysmy sie o to, co mi mowi i jak
mnie tym rani. Zawsze bylo, ze przesadzam, albo ze chce ja wpedzic do grobu i
to ja musialam ustepowac. Dzisiaj byl tekst, ze na pewno ktos inny mnie
zdenerwowal, i zadzwonilam, zeby na niej wyladowac zlosc. Guzik prawda – jak napisalam
u gory, bylam w niesamowitym humorze, rano przed wyjsciem do pracy wydurnialam
sie z M. i I., w autobusie do pracy usmiechalam do wszystkich ludzi, w Tesco
ogladalam przyrzady gimnastyczne i planowalam co i w jakiej kolejnosci kupic, a
na ebayu wystawilam kilka pozytywow.
Dopiero rozmowa z mama spowdowala ze odechcialo mi sie
wszystkiego.
Wiem, ze powinnam sie uodpornic, ale nie wiem jak...
Sorry, ze tak sie rozpisalam, ale musze to z siebie wyrzucic.
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
buty
Wczoraj kupiłam sobie nowe buty. Nie żebym potrzebowała, ale taką miałam ochotę :-)
Poza tym, wyprzedaż była :-)
Buty (i torebki i biżuteria) to taki mój zawór bezpieczeństwa jak jestem na diecie i niezawodny sposób na poprawienie sobie nastroju. Wychodzę z założenia, że ciuchów nie ma co kupować, bo zmieniam rozmiar, a stopa mi się nie zmieni.
Ale to co zrobiłam wczoraj to szaleństwo! Obcasy 15cm!
Założyłam od razu i przyznać muszę, że nawet wygodne :-) Ale tylko do trzech godzin ciągłego chodzenia :-(
Zanim przyjechałam do UK to śmigałam w takich butach cały czas...
Jak się tutaj musiałam przerzucić na płaskie (praca w domu opieki) to odchorowałam to strasznym i długotrwałym bólem nóg :-(
Od tamtej pory każda próba powrotu na obcasy kończyła się zawsze kilkoma dniami w opasce uciskowej :-(
Ale tym razem będzie dobrze, musi być, jestem cholernie zdeterminowana :-)
Obcasy na nogi, tenisówki do torebki (aż tak rąbnięta nie jestem, żeby nie wziąć butów na wszelki wypadek), garść plastrów w kieszeń i do pracy marsz :-)
Poza tym, wyprzedaż była :-)
Buty (i torebki i biżuteria) to taki mój zawór bezpieczeństwa jak jestem na diecie i niezawodny sposób na poprawienie sobie nastroju. Wychodzę z założenia, że ciuchów nie ma co kupować, bo zmieniam rozmiar, a stopa mi się nie zmieni.
Ale to co zrobiłam wczoraj to szaleństwo! Obcasy 15cm!
Założyłam od razu i przyznać muszę, że nawet wygodne :-) Ale tylko do trzech godzin ciągłego chodzenia :-(
Zanim przyjechałam do UK to śmigałam w takich butach cały czas...
Jak się tutaj musiałam przerzucić na płaskie (praca w domu opieki) to odchorowałam to strasznym i długotrwałym bólem nóg :-(
Od tamtej pory każda próba powrotu na obcasy kończyła się zawsze kilkoma dniami w opasce uciskowej :-(
Ale tym razem będzie dobrze, musi być, jestem cholernie zdeterminowana :-)
Obcasy na nogi, tenisówki do torebki (aż tak rąbnięta nie jestem, żeby nie wziąć butów na wszelki wypadek), garść plastrów w kieszeń i do pracy marsz :-)
czwartek, 2 sierpnia 2012
Progress - dwutygodniowy misz-masz :-)
Odchudzanie idzie jakos do przodu. Nie tak szybko jak na poczatku, ale idzie. I to bez wiekszego wysilku z mojej strony: kalorii prawie nie licze, ale uwazam, zeby jesc tylko to, co mi wolno. Czesto gesto popelniam zbrodnie jedzenia obfitego posilku okolo polnocy. Popijam sobie czerwone wytrawne wino a czasem wodke - to mi wolno, chociaz chyba wolalabym piwo :-) Nieprocentowo pije herbaty w nie wiem ilu smakach, troche kawy, kranowke i lemoniade z limonka i swieza mieta. Glodna nie chodze :-) Na razie schudlam prawie 15 kilo, jak na dwa miesiace to chyba sporo.
Rozmiarowo wyglada to tak, ze musialam wymienic cala garderobe. Na szczescie, zawsze bylam typem "chomika" i tak latwo starych rzeczy nie wyrzucalam. Wystarczylo wyjac z walizek ubrania w rozmiarach 18 i 16, a na ich miejsce wrzucic wszystkie 20 i 22 :-) Byc moze sa tragicznie niemodne (niektore ciuchy maja po 4, 7 czy 8 lat), ale pasuja i dobrze sie w nich czuje :-) Jesli uda mi sie schudnac bardziej, to juz niestety bede sie musiala wykosztowac na nowe, bo nizej niz 16 nigdy nie bylam :-)
Remont sie przeciagnal. Ekipa rozbabrala co sie dalo, zwinela narzedzia i zapowiedziala, ze wroci za tydzien :-) Chlopcy sie wkurzyli, zadzwonili do landlorda i pogonili obibokow, a za remont wzieli sie sami :-)
Innymi slowy - przez ostatnie dwa tygodnie ja i M - druga baba w domu - bylysmy moze nie bezdomne, ale bezpokojowe :-) Tak jakos wyszlo, ze nasze pokoje ucierpialy najbardziej.
M spala w salonie, ja przystalam na propozycje A. i sprowadzilam sie do niego na strych. Ludzie jak sie dowiaduja, ze spie w jednym pokoju z facetem, to od razu mysla sobie nie wiadomo co, a ja naprawde tylko tam spie, w doslownym tego slowa znaczeniu. Moj materac jest za szafa, w kaciku, poza tym A. pracuje na nocki, wiec wraca do domu jak ja wstaje.
A. jest zlota raczka i jak chce to potrafi w domu zrobic wszystko. Dwa dni temu poprosilam go o pomoc w zreperowaniu moich polek na ksiazki, ktore po kilku przeprowadzkach i nieostroznym traktowaniu zaczely przypominac raczej zbior przypadkowych desek niz polki :-( Przy czym zastrzeglam, ze nie chce, by zreperowal polki za mnie, ma mi tylko wytlumaczyc, co i jak, jakich narzedzi i elementow laczacych uzyc, powiedziec jak poslugiwac sie wiertarka (ostatnio wiertarke trzymalam w rekach, jak mialam moze osiem czy dziewiec lat) a ja zrobie wszystko sama. Zabawe mialam przednia, lepsza niz w klubie dwa tygodnie wczesniej, A. okazal sie dobrym nauczycielem, a ja podobno pojetna uczennica :-) Komode zreperuje juz sobie sama :-)
Kombinuje z jedzeniem. Staram sie ta bardzo jakby na to nie patrzec uboga diete urozmaicac. Kupuje rozne oleje do smazenia. moj faworyt na razie to olej sezamowy. Kupilam sobie patelnie do grilowania. Smazy sie na niej rewelacyjnie, tylko mycie jest troche problematyczne. Przestalam przawie solic warzywa i nawet jajka na twardo jem bez soli. Przypraw uzywam tylko do miesa.
Jako dziecko nie lubilam pomidorow. Dzis moglabym je jesc caly czas. Tak samo, jako dziecko nie wypilabym napoju z dodatkiem miety, a dzis nie wyobrazam sobie lemoniady bez kilku wkruszonych listkow :-)
Jedyna zla rzecz, to to ze zauwazylam, ze bardzo latwo robia mi sie siniaki, zwlaszcza na rekach. Jest lato, chodze w krotkich rekawkach, a wygladam, jak ofiara przemocy domowej :-( Czy ktos wie jak z tym walczyc? Bo jezeli wezmiemy pod uwage fakt, ze jestem straszna niezdara i na sciany, drzwi czy framugi wpadam nawet jak jestem trzezwa, ze o na rauszu nie wspomne, to zapobiec i uniknac sie raczej nie da :-(
Rozmiarowo wyglada to tak, ze musialam wymienic cala garderobe. Na szczescie, zawsze bylam typem "chomika" i tak latwo starych rzeczy nie wyrzucalam. Wystarczylo wyjac z walizek ubrania w rozmiarach 18 i 16, a na ich miejsce wrzucic wszystkie 20 i 22 :-) Byc moze sa tragicznie niemodne (niektore ciuchy maja po 4, 7 czy 8 lat), ale pasuja i dobrze sie w nich czuje :-) Jesli uda mi sie schudnac bardziej, to juz niestety bede sie musiala wykosztowac na nowe, bo nizej niz 16 nigdy nie bylam :-)
Remont sie przeciagnal. Ekipa rozbabrala co sie dalo, zwinela narzedzia i zapowiedziala, ze wroci za tydzien :-) Chlopcy sie wkurzyli, zadzwonili do landlorda i pogonili obibokow, a za remont wzieli sie sami :-)
Innymi slowy - przez ostatnie dwa tygodnie ja i M - druga baba w domu - bylysmy moze nie bezdomne, ale bezpokojowe :-) Tak jakos wyszlo, ze nasze pokoje ucierpialy najbardziej.
M spala w salonie, ja przystalam na propozycje A. i sprowadzilam sie do niego na strych. Ludzie jak sie dowiaduja, ze spie w jednym pokoju z facetem, to od razu mysla sobie nie wiadomo co, a ja naprawde tylko tam spie, w doslownym tego slowa znaczeniu. Moj materac jest za szafa, w kaciku, poza tym A. pracuje na nocki, wiec wraca do domu jak ja wstaje.
A. jest zlota raczka i jak chce to potrafi w domu zrobic wszystko. Dwa dni temu poprosilam go o pomoc w zreperowaniu moich polek na ksiazki, ktore po kilku przeprowadzkach i nieostroznym traktowaniu zaczely przypominac raczej zbior przypadkowych desek niz polki :-( Przy czym zastrzeglam, ze nie chce, by zreperowal polki za mnie, ma mi tylko wytlumaczyc, co i jak, jakich narzedzi i elementow laczacych uzyc, powiedziec jak poslugiwac sie wiertarka (ostatnio wiertarke trzymalam w rekach, jak mialam moze osiem czy dziewiec lat) a ja zrobie wszystko sama. Zabawe mialam przednia, lepsza niz w klubie dwa tygodnie wczesniej, A. okazal sie dobrym nauczycielem, a ja podobno pojetna uczennica :-) Komode zreperuje juz sobie sama :-)
Kombinuje z jedzeniem. Staram sie ta bardzo jakby na to nie patrzec uboga diete urozmaicac. Kupuje rozne oleje do smazenia. moj faworyt na razie to olej sezamowy. Kupilam sobie patelnie do grilowania. Smazy sie na niej rewelacyjnie, tylko mycie jest troche problematyczne. Przestalam przawie solic warzywa i nawet jajka na twardo jem bez soli. Przypraw uzywam tylko do miesa.
Jako dziecko nie lubilam pomidorow. Dzis moglabym je jesc caly czas. Tak samo, jako dziecko nie wypilabym napoju z dodatkiem miety, a dzis nie wyobrazam sobie lemoniady bez kilku wkruszonych listkow :-)
Jedyna zla rzecz, to to ze zauwazylam, ze bardzo latwo robia mi sie siniaki, zwlaszcza na rekach. Jest lato, chodze w krotkich rekawkach, a wygladam, jak ofiara przemocy domowej :-( Czy ktos wie jak z tym walczyc? Bo jezeli wezmiemy pod uwage fakt, ze jestem straszna niezdara i na sciany, drzwi czy framugi wpadam nawet jak jestem trzezwa, ze o na rauszu nie wspomne, to zapobiec i uniknac sie raczej nie da :-(
poniedziałek, 16 lipca 2012
cos milego:-)
czasami, dla odmiany po tych wszystkich okropnych wiadomosciach, fajnie jest dla odmiany przeczytac cos optymistycznego:
A tu skrot artykulu, po polsku:
Kliknij tutaj
Cztery kocieta
zostaly ocalone, gdy pracownicy zlomowiska w Birmingham uslyszeli miauczenie
dobiegajace z majacego za kilka sekund ulec zgnieceniu Porsche944.
Zatrzymano
maszyny, a pracownicy podwazyli bagaznik, gdzie, obok kola zapasowego znalezli
cztery male wychudzone i oslabione kotki.
Samochod stal na
zlomowisku przez dwa tygodnie. W tym czasie jakas okoliczna dzika kotka wybrala
go sobie na porod, a potem najprawdopodobniej porzucila kocieta, ktore byly
slabe i niedozywione.
Kocieta,
nakarmione i odchuchane, mieszkaja teraz w biurze kierownika, gdzie czekaja na
adopcje:-)
Czy nie robi sie
od razu cieplej na sercu, jak slyszy sie takie historie?
Duperele
Pomiedzy praca,
weekendem na wyjezdzie, dojazdami do pracy, szykowaniem sie do remontu, w
zasadzie ledwo znajduje czas zeby sobie normalnie “pozyc”.
Najbardziej mnie
ten remont dobija – przeprowadzilam sie poltora miesiaca temu, i ledwo zdazylam
sie rozpakowac i zdecydowac jak chce miec urzadzony pokoj, kiedy landlord
zarzadzil remont. Wszystkie, co dopiero rozstawione i ulozone meble i inne przedmioty musza byc usuniete z pokoju.
Wiekszosc juz spakowalam i wstawilam do piwnicy, dzisiaj koncowka pakowania, a
jutro remont.
Bogu dziekowac,
ze jest to robione z glowa – jeden pokoj na raz, bo inaczej mielibysmy straszny
zgryz co ze soba zrobic i gdzie spac. I tak jutro czeka mnie noc w salonie, ale
jakos to przezyje – sofa wygodna, a ja spalam gorzej. Pamietam, jak mieszkalam w Huddersfield,
podczas remontu musialam spac w pracy:-) Bogu dziekowac, pracowalam na nocki w
domu opieki – zawsze byl jakis wolny pokoj.
Mam tyle rzeczy
do napisania – recenzje dwoch filmow, wycieczka, dwa naszkicowane posty o
Wakefield i okolicach, a po prostu nie mam czasu:-(
Najbardziej
przeraza mnie brak snu – spie po cztery, piec godzin na dobe od okolo dwoch
tygodni.
Jest w tym jednak duzo mojej winy: moi
wspollokatorzy sa tak fajni, ze spedzam z nimi godziny na gadaniu, zamiast
robieniu czegokolwiek uzytecznego:-)
Ale z tego to sie
akurat ciesze – na poprzednim mieszkaniu strasznie „zdziczalam”, wrecz unikalam
moich wspollokatorow. A tu mam wesolo i ciekawie. Innymi slowy – cos za cos.
Pomimo stalego braku czasu i niedosypiania czuje sie na nowych smieciach o
wiele bardziej zadowolona z zycia i zrelaksowana:-)
piątek, 13 lipca 2012
Nice
Takie ladne
slowko. Wydawaloby sie- takie ladne, pogodne slowko: ‘nice’ – mily.
Mam alergie na
slowko ‘nice’. We wtorek wkurzylam sie ostatecznie i dalam uczniom zakaz
uzywania slowka ‘nice’. Ma wypasc z ich angielskiego slownika, tak jak
poprzednio zwrot ‘that’s it’.
Informujace o
powyzszych zakazach plakaty powiesilam na scianie, na lewo od tablicy – nie da
sie przegapic:
Pewnie teraz
myslicie ze mi odbilo. Ze jezeli juz, to takie plakaty powinnam wywiesic ze
slowkiem ‘f*ck’, a mi przeszkadzaja glupie ‘nice’ i ‘that’s it’
Juz tlumacze.
Ja po prostu
bardzo, ale to bardzo chce, zeby moi uczniowie zdali egzamin. A ze egzamin jest
krotki – ok. 18 do 20 minut na pare, to, po odjeciu czasu w ktorym mowi
egzaminator albo CD, wypada srednio 5, moze 6 minut na ucznia.
W czasie tych
pieciu lub szesciu minut uczen udowodnic musi ze posluguje sie angielskim
plynnie – na tyle na ile pozwala poziom entry1 lub entry2, czyli poczatkujacy.
Musi pokazac, ze CHCE rozmawiac z egzaminatorem i swoim kolega/kolezanka. I
musi zademonstrowac zasob slownictwa.
I dlatego dalam
bana na ‘that’s it’.
Uczniowie na pytanie - instrukcje typu ‘tell me about your
family’ odpowiadali: ‘I have a wife and two children, that’s it.’A mieli mowic przez dwie minuty!
Poza
tym, ‘that’s it’ to przekaz dla egzaminatora, ze uczen nie chce mowic, brakuje
mu pewnosci siebie, plynnosci i umiejetnosci komunikowania sie z innymi - punkty za komunikacje leca na leb na szyje. Stad
moja walka z tym zrotem. Powtarzam na lekcjach do upadlego: Nie wiesz co wiecej
powiedziec – przestan mowic i czekaj na egzaminatora, by zadal ci pytanie, ale nie
dawaj znaku, ze mowic nie chcesz.
A teraz moze
mniej zrozumialy zakaz dotyczacy ‘nice’. Tym razem chodzi mi o zasob
slownictwa. Powiedzmy, ze uczen przelamal ta bariere plynnosci i chce mowic o
rodzinie przez te wymagane w pierwszej czesci dwie minuty. I co
slyszymy:
‘I have a nice family. I have a wife. She is very nice. And
I have two children, they are also very nice. They go to a nice school and they
have a nice teacher. We live in a nice house and my wife is a housewife. She
cooks very nice dinners. My mother-in law visits us on Sundays, she is also
very nice.’
Rekordzisci
(liczylam!) potrafili uzyc ‘nice’ ponad 15 razy w ciagu minuty. Pomijajac bledy
gramatyczne, ktore sa na tym etapie notoryczne i nie do unikniecia, pozbawiali
sie oni punktow za zasob slownictwa. ‘Nice’ uzyte nawet 100 razy pozostaje
jednym slowkiem i jako jedno bedzie oceniane, a wielu assessorow ma na nie
alergie, bo slysza je zbyt czesto i automatycznie im sie punkty zeruja, jak
uzywacie go na egzaminach.
Pol nocy
siedzialam ukladajac cwiczenia rozwijajace zasob przymiotnikow i nastepnego dnia
torturowalam nimi uczniow. Chyba dotarlo, bo pod koniec lekcji sami poprawiali
kolegow , ktorym ‘nice’ jeszcze sie wyrwalo.
Jutro nastepna
grupa:-)
P.S. czy na blogu
da sie zamiescic dokumenty w wordzie, albo PDF? Bo tak sobie mysle, ze moglabym
udostepnic opracowane przez siebie cwiczenia z angielskiego, jakby ktos chcial
sie sprawdzic, powtorzyc cos, dac rodzenstwu, dzieciom, czy cos takiego.
Subskrybuj:
Posty (Atom)