...ale mniej więcej tak się czułam przez ostatnie kilka miesięcy:
wszyscy mi mówili, że jestem idiotka, że stać mnie na więcej, że facet na mnie nie zasługuje. nie docierało.
aż kilka bardzo niesympatycznych zagrywek ze strony A. otworzyło mi oczy. Do tej pory dawałam sobą manipulować, jak kukiełka. ale i ja mam pewne granice. by opisać to Jego ulubionym językiem fizyki, nastąpiło zmęczenie materiału i struna pękła.
powoli mi przechodzi i tak się czuję teraz:
to jeszcze nie koniec zmagań, ale chyba jestem na dobrej drodze, by wygrać tę bitwę, bo książę, przy bliższym poznaniu bardzo, ale to bardzo stracił... i z każdym dniem jest coraz mniej ciekawie...
powoli nabieram do tego wszystkiego dystansu, a może niedługo zacznę się z tego śmiać, ale na razie jeszcze słucham głupich sentymentalnych piosenek ;-)
szkoda mi trochę straconego czasu, energii, wysiłku... ale będę się uczyć na błędach.
Małgosiu, jasno patrz w przyszłość! Rzadko się pojawiasz, a jeszcze przegapiłam dwa wpisy, tym bardziej Cię pozdrawiam. :) W domu obejrzę filmik z Geraltem, bo tu nie mam dźwięku.
OdpowiedzUsuńbędzie częściej :-) nie będę już stała prawie co dzień przy garach, mając nadzieję, że Obiektowi Westchnień będzie smakować i rozczulając się, jaki to on zmęczony po pracy. Będę miała dużo więcej czasu na bloga i czytanie innych blogów :-) drugi raz się tak wrobić nie dam :-)
UsuńCzasami tak bywa ,że człowiek się potknie i idzie dalej...
OdpowiedzUsuńIdę dalej! Z energią i uśmiechem. A Obiekt Westchnień może co najwyżej sobie pluć w brodę, że był takim idiotą ;-)
UsuńOby! Trudne doświadczenie za Tobą, ale zdaje się an tym polega życie...
OdpowiedzUsuńMoże jakbym zaczęła zakochiwanie się wcześniej, a nie w okolicach czterdziestki, to miałabym szansę, by wyrobić w sobie jakieś mechanizmy obronne, a tak to mogę się cieszyć, że skończyło się jak się skończyło...
Usuń